Kierująca boliwijskim MSZ Karen Longaric w oświadczeniu dla mediów stwierdziła, że wobec zmiany rządu w Boliwii obecne władze kraju, działając zgodnie z zasadami demokratycznymi i poszanowaniem praw człowieka oraz demokracji, "oczywiście zerwą stosunki z rządem Maduro". "Uznajemy Wenezuelę demokratyczną, a jak stwierdziliśmy, Wenezuelczycy związani z ambasadą tego kraju w La Paz posunęli się do aktów sprzecznych z prawem i zagrażali wewnętrznemu bezpieczeństwu Boliwii" - głosi oświadczenie. Szefowa MSZ zapewniła w nim, że "da całemu personelowi wenezuelskiej ambasady odpowiedni czas, aby mógł opuścić Boliwię". Karen Longaric powołała się na artykuł konwencji wiedeńskiej, który pozwala uznać za persona non grata każdego dyplomatę i pracownika placówki dyplomatycznej, który nie przestrzega prawa. Tymczasem, jak zapewniła, strona boliwijska jest w posiadaniu "niezbitych dowodów", iż wenezuelski personel dyplomatyczny "był zamieszany w agresywne wystąpienia z ubiegłego tygodnia" i posiadał broń palną oraz mundury. Wenezuelski rząd Nicolasa Maduro zakwalifikował ostatnie wydarzenia w Boliwii jako "zamach stanu". Tymczasowa prezydent Boliwii, była wiceprzewodnicząca Senatu Jeanine Anez, podziękowała we wtorek opozycyjnemu "prezydentowi Republiki Wenezueli, Juanowi Guaido, za uznanie jej rządu i poprosiła o mianowanie nowego ambasadora jego kraju w La Paz, "który zostanie niezwłocznie akredytowany", jak zapewniła. Karen Longaric potwierdziła w piątek, że nowy rząd jej kraju podjął też decyzję o wystąpieniu Boliwii z lewicowego Boliwariańskiego Sojuszu Narodów Naszej Ameryki (ALBA) i zastanawia się również nad wycofaniem się z Unii Narodów Ameryki Południowej (UNASUR). Kraje członkowskie ALBA, do których należą m.in. Kuba i Wenezuela, wyraziły w czwartek na spotkaniu w Managui przekonanie, że uda się "cofnąć zamach stanu w Boliwii".