Głosujący mieli odpowiedzieć na pytanie, czy prezydent oraz ośmiu z dziewięciu gubernatorów boliwijskich regionów mają zachować stanowiska. W wypadku, gdy ilość odpowiedzi "nie" byłaby większa niż procent głosów zdobytych przez polityka w wyborach, mógłby on w wyniku referendum zostać usunięty z urzędu. Morales potrzebował do zachowania urzędu nieco ponad 46 procent głosów na "tak". Według przeliczeń wyników z wybranych komisji, dokonanych przez ośrodek socjologiczny Ipsos Apoyo, oraz badania exit polls prywatnej telewizji Unitel, prezydent zyskał w referendum od 56-60 procent poparcia. Niedługo po ogłoszeniu tych szacunków boliwijski przywódca uznał się za zwycięzcę głosowania i oznajmił, że społeczeństwo opowiedziało się za "konsolidacją zmian". - Jesteśmy tutaj, by ruszyć naprzód (w kwestiach) odrodzenia naszych zasobów naturalnych, konsolidacji nacjonalizacji i przejęcia firm przez państwo - oznajmił Morales, przemawiając do swoich zwolenników wiwatujących na jego cześć pod pałacem prezydenckim. Prezydent miał nadzieję, że zwycięstwo w referendum pozwoli mu na dalsze wprowadzanie lewicowych reform w Boliwii, w tym m.in. projektów nacjonalizacji, redestrybucji ziemi i oddania większej władzy w ręce ubogiej ludności. Pomysły te spotykają się ze sprzeciwem bogatszych wschodnich regionów Boliwii. Manifestując swój opór, cztery regiony przeprowadziły referenda, w których opowiedziały się za większą autonomią polityczną i gospodarczą od rządu centralnego. Według nieoficjalnych danych gubernatorzy, którzy są zwolennikami autonomii, utrzymają się na stanowiskach w wyniku referendum. Oficjalne wyniki niedzielnego głosowania znane będą w najbliższych dniach.