Mieszkańcy miast na północy Mali donoszą, że w obawie przed francuskimi nalotami rebelianci wymykają się z miast ciężarówkami i samochodami terenowymi obładowanymi bronią i paliwem. Al-Kaida uciekła z Gao, Kidalu i Timbuktu Bojownicy Al-Kaidy niemal całkowicie wynieśli się z Gao, największego miasta regionu, gdzie pod bombami Francuzów zginęło kilka dni temu ponad 60 partyzantów. Wyjechali też z miasta Kidal, gdzie francuskie samoloty atakowały podmiejskie bazy i arsenały partyzantów, a także z Timbuktu, na które jeszcze nie spadła żadna bomba. Islamiści kryją się w tunelach Ucieczka partyzantów na pustynię i rozproszenie ich oddziałów utrudni zadanie atakującym Francuzom. Według mieszkańców północnego Mali w ostatnich miesiącach partyzanci przekształcili pustynne i górskie kryjówki w prawdziwe twierdze, szykując się do obrony przed międzynarodową inwazją. Jaki arsenał przywieźli z Libii Tuaregowie i jak oszukała ich Al-Kaida? Niczym Al-Kaida pod koniec lat 80. na afgańsko-pakistańskim pograniczu, przy pomocy zdobytych maszyn budowlanych wyryli w skałach tunele oraz niedostępne bazy i magazyny, tak wielkie, że nadają się do ukrywania ciężarówek i cystern z paliwem. Do górskich kryjówek na pustyni przenieśli swoje arsenały, także te zrabowane w Libii. Nikt nie wie, co w styczniu 2012 roku przywieźli ze sobą do domu malijscy Tuaregowie, którzy w libijskiej wojnie walczyli po stronie Muammara Kadafiego. Wiadomo jedynie, że pułkownik lubił gromadzić w swoich magazynach wszelką dostępną broń. Wojskowi eksperci z Zachodu nie mają wątpliwości, że partyzanci z Al-Kaidy, którzy wiosną pomogli Tuaregom przejąć kontrolę nad północą Mali, dysponują nowoczesnymi wyrzutniami rakiet przeciwlotniczych, a także pocisków przeciwpancernych. W ręce dżihadystów, którzy w czerwcu rozgromili Tuaregów i zajęli północ Mali, wpadł też sprzęt porzucony przez malijskie wojsko zbrojone przez Amerykanów do walki z Al-Kaidą - m.in. nowoczesne terenowe samochody wojskowe, sprzęt nawigacyjny i środki łączności. W pustynnych kryjówkach trudno będzie wytropić dżihadystów, a jeszcze trudniej - pokonać. Osaczeni w Mali partyzanci mogą przeprawić się w dowolne miejsce niemal bezludnego i pozbawionego dróg Sahelu, który ciągnie się od Atlantyku na zachodzie po Morze Czerwone na wschodzie. Północne Mali zajmą Afrykanie Zresztą Francuzi nie zamierzają wyprawiać się na pustynię. To zadanie ma wziąć na siebie malijska armia rządowa oraz 3,5 tys. żołnierzy z krajów zachodniej Afryki, którzy pod flagą ONZ mają wylądować w Mali już w przyszłym tygodniu. To oni planują zająć porzuconą przez Al-Kaidę północ kraju, zaprowadzić tam rządy i dopilnować, by rozbici przez francuskie lotnictwo dżihadyści nie przypuścili z pustyni kontrataku. Powątpiewając w skuteczność zachodnioafrykańskich wojsk, z których żadne nie toczyło wojny na pustyni, Francja namawia do interwencji zaprzyjaźnione Czad oraz Mauretanię, której armia nie raz zapędzała się w ostatnich latach na północ Mali, by ścigać rodzimych wywrotowców. Prezydent Francis Hollande rozmawiał o tym we wtorek w Abu Zabi z mauretańskim prezydentem Mohammedem uld Abd el-Azizem. Hollande namawiał też arabskich szejków znad Zatoki Perskiej, by wzięli na siebie koszty malijskiej wojny. Jednak zanim w Mali nie pojawią się afrykańskie posiłki, Francuzi muszą wysyłać do Bamako kolejnych żołnierzy, by strzegli malijskiej stolicy przed partyzantami. We wtorek z pobliskiego Abidżanu przybyła do Bamako kolumna pancerna i 150 żołnierzy. Francuzi utrzymują w Mali już blisko tysiąc żołnierzy, a wkrótce ma ich być co najmniej 2500. Piechota i Legia Cudzoziemska wysłana do akcji na południu Francuzi wysyłają piechotę i Legię Cudzoziemską do obrony miasta Segou, na południu kraju. Mimo francuskich nalotów partyzanci zajęli w poniedziałek odległe od niego o 160 km Diabaly, ok. 350-400 km od Bamako. Gdyby udało im się zdobyć także Segou, mieliby otwartą drogę do Bamako. Właśnie marsz dwóch partyzanckich kolumn, zmierzających na Bamako drogami przez regiony Segou oraz Mopti, skłonił Francję do zbrojnej interwencji. Na drodze przez Mopti dżihadyści zostali zatrzymani, ale nawet inwazja Francuzów nie powstrzymała ich na drodze przez Segou. Tuaregowie zdradzeni przed Al-Kaidę staną u boku Francuzów Z odsieczą Francuzom chcą przyjść Tuaregowie. W Nigrze na zgodę do wymarszu czeka pułkownik Alhadżi ag Gamou, tuareski oficer z malijskiego wojska, który nie chcąc walczyć przeciwko rodakom z powstania Tuaregów, w styczniu na czele 500-osobowego oddziału wymaszerował do Nigru, gdzie został internowany. Teraz gotów jest walczyć u boku swych Tuaregów po stronie Francuzów. Wesprzeć Francuzów chcą też tuarescy separatyści. Ich pomoc byłaby nieoceniona, bo doskonale znają pustynię i potrafią na niej walczyć. Zdradzeni i pobici przez towarzyszy broni z Al-Kaidy, pragną wywrzeć na nich zemstę, ale także wrócić do politycznej rozgrywki. Wojna na pustyni stwarza im okazję, by w zamian za pomoc wymóc na rządzie w Bamako kolejne ustępstwa dla Tuaregów, a nawet autonomię ich samozwańczego państwa, Azawad, na północy kraju. Póki co Bamako się na to nie zgadza. Wojciech Jagielski