Państwa arabskie, które zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem, zablokowały swoją przestrzeń powietrzną, a także zamknęły granice lądowe i morskie. Ponad 90 procent importowanych towarów wyładowywano w portach w Dubaju i Abu Zabi, a następnie transportowano przez granicę z Arabią Saudyjską. Jednak Polacy, którzy pracują i mieszkają w Katarze, nie narzekają na braki w zaopatrzeniu. "Przyjaciele z Polski pytają, co się dzieje i chcą przysyłać nam paczki. Jednak w Dosze panuje spokój i nie mamy żadnych problemów" - tłumaczy jeden z Polaków. Pan Jarosław pracuje na Bliskim Wschodzie od kilkunastu lat. Saudyjskie towary w sklepach zostały zastąpione tureckimi. "Jedynym naszym problemem jest teraz to, że nie umiemy odczytać opisów na etykietach" - podkreśla. Polacy mieszkający w Katarze mają nadzieję, że kryzys w Zatoce Perskiej zakończy się jeszcze w czasie ważnego dla muzułmanów ramadanu. Do izolowanego Kataru żywność przysyłana jest miedzy innymi z Turcji i Iranu. Transport zapowiedziało także Maroko. 2,7 miliona mieszkańców po początkowej panice nie odczuwa skutków blokady. Na razie ceny przywożonych towarów utrzymywane są na poziomie sprzed kryzysu.