Zdaniem Reutersa, celem operacji Izraela miało być zniszczenie zakładów, w których Palestyńczycy produkują własne prymitywne rakiety bojowe - Kassem. Wczoraj po raz pierwszy tego rodzaju pociski rakietowe uderzyły w izraelską miejscowość Sderot. Szef organizacji Al-Fatah (odpowiedzialnej za wiele ataków terrorystycznych) na Zachodnim Brzegu Jordanu, Marwan Barguthi, wezwał Palestyńczyków do ataków na izraelskie posterunki na drogach, podkreślając, że "żaden z żołnierzy nie powinien czuć się bezpieczny". Na słowa Barguthiego dpowiedziała izraelska armia - zginęło trzech Palestyńczyków, między innymi policjant, którego samochód trafiła izraelska rakieta. Krzysztof Mroziewicz, publicysta "Polityki", obawia się wybuchu konfliktu na skalę regionalną. - Ta napięta sytuacja może doprowadzić do wojny między Izraelem a Syrią, chyba że wcześniej wybuchnie wojna między Pakistanem a Indiami. Tam jest podobny problem - twierdzi Mroziewicz. Jak dodaje, Izrael nie może obciążać odpowiedzialnością za zamachy wyłącznie Jasera Arafata: "Nie bez winy jest premier, Ariel Szaron":