O swoim uwolnieniu agencję poinformował sam Robert Bociaga, dodając, że musiał zapłacić karę 200 tys. kiatów (około 550 zł). - Czuję się dobrze. Jestem bardzo szczęśliwy, że wyszedłem z aresztu, ale smutny, że muszę opuścić Birmę - powiedział AFP Polak, który wrócił do Rangunu w środę wieczorem czasu lokalnego. Jak dodał, jest pod nadzorem służb imigracyjnych do czasu opuszczenia kraju, co ma nastąpić w czwartek. 29-letni dziennikarz powiedział, że podczas zatrzymania go 11 marca w mieście Taungyi w stanie Szan birmańscy wojskowi nie dostrzegli, że jest obcokrajowcem, i zaczęli go bić plastikowymi pałkami. Jak jednak przyznał, w areszcie był traktowany lepiej niż Birmańczycy. - Zeznawałem siedząc na krześle, podczas gdy inni byli na kolanach z rękami złączonymi za głowami - powiedział. Jak usłyszał od przesłuchujących, ponieważ nie miał wizy dziennikarskiej, powinien trzymać się fotografowania krajobrazów i pagód zamiast protestów. Robert Bociaga pracował w Birmie jako freelancer, współpracując m.in. z niemiecką agencją dpa oraz siecią CNN. Birmańskie służby penitencjarne podały w środę, że zwolniły tego dnia z więzienia Insein w Rangunie ponad 600 osób, zatrzymanych przez krajowe siły bezpieczeństwa od 1 lutego. Według działającego w Birmie i Tajlandii Związku Pomocy Więźniom Politycznym od zamachu stanu 1 lutego w Birmie zatrzymano co najmniej 2,4 tys. osób i kilkudziesięciu dziennikarzy. Z rąk wojskowych miało zginąć dotąd co najmniej 275 uczestników protestów. Przekaż 1 proc. na pomoc dzieciom - darmowy program TUTAJ