Opozycjonistka Suu Kyi, która zdobyła jedno z miejsc w parlamencie, zwycięstwo NLD nazwała "zwycięstwem narodu". - Zdobyliśmy 43 z 44 miejsc, o które się ubiegaliśmy. Czekamy na wyniki z ostatniego okręgu, z północnej części stanu Szan - powiedział rzecznik NLD Kyi Toe. Oficjalne potwierdzenie wyników przez komisję wyborczą oczekiwane jest dopiero za kilka dni. Nawet jeśli potwierdzą się szacunki NLD, wpływ partii noblistki pozostanie minimalny. Jedną czwartą miejsc w parlamencie mają zagwarantowaną wojskowi, a 80 proc. pozostałych mandatów przypada zbliżonej do armii Partii Związku Solidarności i Rozwoju (USDP). NLD wygrała wybory parlamentarne w 1990 roku, ale wojskowi zlekceważyli rezultat głosowania. Na ponowne wybory zezwolili dopiero w 2010 roku. NLD zbojkotowała głosowanie. Zwyciężyła wówczas USDP. W niedzielnych wyborach rywalizacja toczyła się o 45 miejsc - 37 w izbie niższej, czyli Izbie Reprezentantów, sześć w izbie wyższej, czyli Izbie Narodowości, oraz o dwa w zgromadzeniach regionalnych. Dla teoretycznie cywilnych władz, składających się głównie z byłych członków junty, stawka w wyborach jest wysoka. Stany Zjednoczone i Unia Europejska sygnalizowały wcześniej, że gdyby były one wolne i uczciwe, zaistniałaby możliwość zniesienia niektórych sankcji, nałożonych w ciągu ubiegłych dwóch dziesięcioleci w związku z łamaniem praw człowieka przez birmańskie władze. W Birmie od roku trwają reformy, które zaskoczyły nawet największych przeciwników władz w Najpjidaw. W marcu ubiegłego roku junta przekazała formalnie władzę popieranej przez nią administracji cywilnej, a prezydent Thein Sein rozpoczął dialog z demokratyczną opozycją. Na wolność wyszły setki więźniów politycznych, podpisano zawieszenie broni z rebeliantami, poluzowano cenzurę, wprowadzono prawo do organizowania strajków i tworzenia związków zawodowych.