Ponad 400 tys. takich imigrantów przebywa na terenie Niemiec dłużej niż sześć lat - pisze tabloid, powołując się na odpowiedź rządu na interpelacje klubu parlamentarnego Lewica. Najliczniejszą grupę stanowią Turcy - ponad 77 tys., obywatele Kosowa - 68 tys. i Serbowie - 50 tys. Niemal połowa z nich nabyła przez ten czas nieograniczone prawo do pobytu w Niemczech ze względu na związki z tym krajem i utratę więzów z krajem pochodzenia - czytamy w "Bildzie". 168 tys. niedoszłych azylantów jest przez władze "tolerowanych", chociaż powinni zostać deportowani. Wśród powodów zawieszenia decyzji o deportacji wymieniane są brak paszportu, choroba czy też niepewna sytuacja w kraju pochodzenia. 440 imigrantów pozostało w Niemczech ze względu na toczące się przeciwko nim postępowanie karne. Od stycznia do lipca niemieckie władze odesłały do krajów pochodzenia 13 134 cudzoziemców. Za deportacje odpowiadają władze krajów związkowych. Przewodniczący Związku Zawodowego Policjantów Rainer Wendt powiedział "Bildowi", że w Niemczech istnieje prawdziwy "przemysł specjalizujący się w zapobieganiu deportacjom". - Sprytni adwokaci i organizacje w rodzaju Pro Asyl uniemożliwiają deportowanie osób, którym odmówiono azylu - powiedział Wendt dodając, że politycy unikają tego tematu bojąc się "niekorzystnych zdjęć". - 215 tys. osób musi opuścić Niemcy - podkreślił policjant. Były minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich powiedział, że politycy, którzy "pozwalają, by osoby, którym odmówiono azylu, grały państwu na nosie, niszczą zaufanie obywateli do struktur państwowych". Obecny szef MSW Thomas de Maiziere zarzucił w czerwcu lekarzom, że część wystawianych przez nich zwolnień dla azylantów jest nieuzasadniona i służy jedynie uniemożliwieniu deportacji. "To niemożliwe, by 70 proc. mężczyzn poniżej 40. roku życia było chorych i niezdolnych do transportu" - powiedział wówczas minister, ściągając na siebie krytykę wielu wpływowych środowisk.