Według wtorkowego wydania "Washington Post", Amerykanina Jesse'ego Buryja postrzelić miał, w wyniku nieostrożności, polski żołnierz. Amerykańsko-polski patrol kontrolował jedno ze skrzyżowań, gdy nagle samochód Buryja został staranowany przez jadącą szybko ciężarówkę. Powodem śmierci nie były jednak obrażenia spowodowane wypadkiem, a rana postrzałowa. Amerykańscy dziennikarze sugerują, że sprawę wyciszono dla dobra stosunków z polskim sojusznikiem tuż przed wyborami prezydenckimi, w których zwycięstwo George'a W. Busha wcale nie było takie pewne. Posłuchaj relacji Jana Mikruty z Waszyngtonu: Gen. Bieniek powiedział jednak, że po tym tragicznym zdarzeniu powołane zostały komisje: amerykańska i polska, które we wspólnym komunikacie wykluczyły możliwość, iż śmierć mogły spowodować strzały żołnierzy koalicyjnych, czyli polskich lub bułgarskich. Raport komisji przejrzał Krzysztof Zasada: - Po pierwsze żołnierze musieliby prowadzić ostrzał do tyłu, bo byli na zewnątrz posterunku, a druga sprawa to kaliber kuli - wyjaśniał generał. Jak zaznaczył, Polacy używali w swoich karabinach beryl pocisków kalibru 5,56, a postrzelenie nastąpiło najprawdopodobniej kulą 7,62 - używaną w kałasznikowach przez terrorystów. - Tej kuli nie znaleziono, bo on był postrzelony, a nie zmierzy się dziury po ranie postrzałowej (...). Na początku mówiono, że to kaliber 7,62, potem, że 5,56, ale jednak wszystko wskazywało na 7,62 - powiedział generał. - Specjaliści absolutnie wykluczyli, by był to pocisk któregoś z żołnierzy koalicji - wyjaśnił Bieniek. Dodał, że wersję tę potwierdziły zeznania zarówno polskich, jak i amerykańskich świadków. Jak podkreślił, dochodzenie zostało przeprowadzone do końca, a jego efekty zapisano w formie protokołu. - Dochodzenie ze strony amerykańskiej i polskiej prowadzili wytypowani pułkownicy, poczynione ustalenia zostały spisane w formie protokołu, po czym strony amerykańska i polska sprawę zamknęły - powiedział generał. Bieniek przypomniał przebieg zdarzenia: doszło do niego na wspólnym posterunku polsko-amerykańsko-bułgarskim w Karbali, w czasie powstania radykalnego szyickiego przywódcy Muktady al- Sadra. Rozpędzona iracka ciężarówka uderzyła wtedy w bariery posterunku, po czym wywiązała się wymiana ognia, w wyniku której jeden z amerykańskich żołnierzy odniósł rany i zmarł w szpitalu. Polscy żołnierze znajdowali się wtedy na zewnątrz kordonu, a Amerykanie byli wewnątrz. - Łączę się w bólu z rodziną tego żołnierza, bo śmierć jest śmiercią, ale tutaj nie było cienia wątpliwości - zaznaczył gen. Bieniek.