"W decyzji napisano, że MSZ Białorusi nie może akredytować Biełsatu na Białorusi w związku z tym, że dziesięcioro dziennikarzy złamało prawo białoruskie, współpracując z tym zagranicznym środkiem masowego przekazu w latach 2012-2013, za co otrzymali pisemne ostrzeżenia prokuratury białoruskiej" - powiedział Jańczuk. Dziennikarze współpracujący z Biełsatem, podobnie jak z nadającym w języku białoruskim, finansowanym ze środków polskiego MSZ Radiem Racyja, otrzymują na Białorusi ostrzeżenia za współpracę z zagranicznym środkiem masowego przekazu bez akredytacji. Jańczuk powiedział, że mimo trzykrotnego składania wniosku o akredytację Biełsat nigdy jej nie uzyskał. Zapewnił jednak, że telewizja nadal będzie robić "to, co do niej należy, czyli informować widza o wydarzeniach ignorowanych przez oficjalne białoruskie media". Jak podkreślił, skutkiem braku akredytacji jest na przykład to, że dziennikarz Biełsatu nie może się akredytować na żadnej oficjalnej imprezie ani uzyskać informacji od urzędnika państwowego. Zapytany, czy nielegalny status Biełsatu nie zniechęca dziennikarzy do współpracowania z nim, odparł: "Większość naszych dziennikarzy jest na czarnej liście. Jeśli odejdą z Biełsatu, raczej nie znajdą innej pracy w zawodzie, chyba że w innym medium opozycyjnym. Dlatego nie mamy problemu z częstymi zwolnieniami". Dodał, że we wtorek dwoje dziennikarzy Biełsatu zostało zatrzymanych w Mińsku przez OMON podczas nagrywania zdjęć ulicznych, ale ostatecznie ich wypuszczono. Powstały w 2007 r. Biełsat jest niezależną stacją, która nadaje z Polski programy dla widzów na Białorusi. Jej działalność jest finansowana głównie przez Telewizję Polską i MSZ.