O Biełogorsku (ukr. Biłohirśk) stało się na Krymie głośno, gdy tatarska telewizja ATR poinformowała, że burmistrz Albert Kangijew zapowiedział, iż nie będzie organizować referendum w swoim mieście, gdyż jako urzędnik państwowy uważa decyzję o jego przeprowadzeniu za przyjętą niezgodnie z obowiązującym ustawodawstwem. Do bojkotu plebiscytu wezwał ludzi Medżlis (parlament) Tatarów krymskich. Ostatecznie we wtorek z inicjatywy Partii Regionów została zwołana nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej; zadanie organizacji referendum powierzono sekretarzowi Rady oraz zastępcy Kangijewa. Burmistrz nie sądzi, by jego stanowisko odzwierciedlało poglądy większości mieszkańców miasta. - Wiem, że większość spośród 1/3 mieszkańców miasta, jaką stanowią krymscy Tatarzy, chce zbojkotować referendum i nie przyjść. Ale jest też inna część mieszkańców, którzy chcą tego przedsięwzięcia, pójdą na nie i będą głosować.() Niestety wydarzenia ostatnich lat i miesięcy na Ukrainie dla bardzo wielu mieszkańców miasta oznaczały trudniejsze warunki życia, znaczny spadek liczby miejsc pracy i zamożności - mówi w swoim gabinecie, siedząc na tle flag Ukrainy i Krymu. Sądzi, że z perspektywy jego miasta może nie być widać całokształtu wydarzeń na Krymie, gdyż nie ma w Biełogorsku jednostek wojskowych. Przez miasto przechodzi trasa Teodozja-Symferopol, więc co pewien czas widać ruchy wojsk, ale w mieście toczy się zupełnie zwyczajne życie, "jeśli nie liczyć tego, że większość ludzi nie odchodzi od telewizora i internetu" - mówi. Pytany, jak się żyje miastu w składzie Ukrainy, odpowiada: "Jak wszystkim, są trudności, ale myślę, że udaje nam się uporać ze swoimi zadaniami w warunkach, w których żyjemy. Nie możemy stawać w jednym rzędzie z kurortami i dużymi miastami, ale w naszym mieście są stałe tendencje do poprawy warunków życia". Wskazuje m.in. na otwarcie popularnego i przynoszącego zyski parku safari oraz inwestycję w kolejny projekt - "Park cudów". Będą głosować za przyłączeniem do Rosji. "Widzą tylko pozytywy" Kangijew, który - jak podkreśla - jest jedynym krymskim Tatarem wybranym na stanowisko burmistrza po deportacji Tatarów krymskich w 1944 r., uważa wynik referendum za łatwy do przewidzenia. W jego przekonaniu wszyscy rozumieją, iż w obecnym kryzysie nie chodzi o Krym, tylko o Ukrainę i geopolityczna gra nie skończy się na granicach Autonomii. - Ale kiedy człowiek czuje, że nie jest w stanie wpłynąć na sytuację, to powinien dokonać właściwego wyboru choćby dla siebie i swojego samopoczucia. Każdy sam odpowiada za swoje uczynki - podkreśla. Pytani o stosunek do referendum mieszkańcy Biełogorska przeważnie mówią, że będą głosować za przyłączeniem do Rosji. - Widzę tylko pozytywy - mówi Andriej. - Ukraina i ci ludzie, którzy teraz są u władzy w Kijowie, zrobili wszystko, żeby rosyjskojęzyczna ludność się od ich odwróciła. Absolutnie nie widzę, żeby tam nastąpiła demokratyczna rewolucja. Wojskowy przewrót po prostu". I wspomina o "zakazie języka rosyjskiego" oraz "zakazie partii komunistycznej". Odnosi się w ten sposób do anulowania przez Radę Najwyższą Ukrainy 23 lutego przeforsowanej za prezydentury Wiktora Janukowycza ustawy nadającej uprzywilejowany status językom mniejszości narodowych w regionach Ukrainy o dużych skupiskach tych mniejszości. P.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow zapowiedział później, że nie podpisze tej decyzji. O delegalizacji Komunistycznej Partii Ukrainy mowa zaś jest w jednym z projektów uchwały, zarejestrowanym w ukraińskim parlamencie przez niezrzeszonego deputowanego. Oskarżają Amerykanów "o wtykanie nosa w nie swoje sprawy" Także inny mieszkaniec miasta, Sasza, chce, by Krym należał do Rosji. - Nie rozumiem, dlaczego wszystkie państwa się wtrącają i sprzeciwiają naszej woli. Amerykanie, UE - kim oni są, żeby wtykać nos w nie swoje sprawy? Ci bandyci w Kijowie, którzy zabijali, rabowali i palili budynki, uważają się za bohaterów, a to najwięksi przestępcy. U nas pomniki stoją, nie ma rozrób. Z Rosją żyliśmy, żyjemy i będziemy żyć - - mówi. O bojkocie referendum wspominają przedstawiciele mniejszości tatarskiej. - Jak mogę uczestniczyć w czymś, co zostało narzucone pod lufami karabinów? I jak mógłbym chcieć przyłączenia do Rosji, skoro nas okupuje? Jeszcze pamiętam deportację - mówi starszy Tatar. Podobnego zdania jest 22-letni Ilias. - Nie chcę Putina. Putin nie da żyć ludziom. Rosjanom nie żyje się dobrze, a jego to nic nie obchodzi, kicha na nich. Jest mu potrzebne terytorium, a nie ludzie - tłumaczy. Biełogorsk liczy 18 tys. mieszkańców. Tatarzy krymscy stanowią 34 proc. ludności, Ukraińcy - nieco ponad 10 proc., a pozostali to Rosjanie.