Część żołnierzy Grupy Wagnera nadal stacjonuje na Białorusi. Bojownicy zmarłego w sierpniu Jewgienija Prigożyna dostali odpowiedzialne zadanie i szkolą białoruskich żołnierzy. Jeden z nich zdradził w rozmowie z niezależnym portalem Nexta, jakie zwyczaje wprowadzili wagnerowcy. Grupa Wagnera na Białorusi. Szkolą żołnierzy "Najemnicy nie marnują czasu i ze szczególnym entuzjazmem podchodzą do roli instruktorów" - wskazał. Na porządku dziennym stała się przemoc fizyczna nawet "za najmniejsze przewinienia". Przykładowo, nieprawidłowe pościelenie łóżka może spotkać się z "surowym biciem", a próba kradzieży równa się groźbie "uczynienia (tej osoby) niepełnosprawnym". Wagnerowcy wprowadzili rządy twardej ręki oparte na określonej hierarchii. "Bliskie im osoby dostają dobry sprzęt, szewrony, paliwo" - czytamy. Natomiast pozostali mogą liczyć na marnej jakości umundurowanie nierzadko "zdjęte z trupów". Co zaskakujące, bojownicy mieli podejść do śmierci swojego przywódcy "z obojętnością". W grupie brakuje świeżego spojrzenia na sprawy wojskowe, co przejawia się m.in. w "naprawianiu białoruskiego sprzęt ukraińskimi częściami ze starych dostaw". Każdy z najemników Grupy Wagnera, zdaniem źródła, otrzymuje za szkolenie białoruskiej armii 5 tys. dolarów miesięcznie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!