Gazeta, która jest organem prasowym administracji prezydenta, stawia pytanie o przyczynę "maniakalnego upodobania do sankcji wizowych" ze strony UE i odpowiada, że nie sposób racjonalnie określić, czego UE chce od Białorusi. Dziennik podkreśla jednak, że nawet jeśli ambasadorowie UE wyjadą, to i tak kiedyś wrócą i "na linii UE-Białoruś zasadniczo nic się zmieni". "I Mińsk pozostanie na miejscu, i Warszawa się nigdzie nie przemieści. Jak jeździli Białorusini do Europy na zakupy, wakacje, z wizytą czy w sprawach zawodowych - tak będą jeździć. (...) Jak (Europejczycy) kupowali nasze produkty naftowe, tak będą kupować" - uważa dziennik. Snując przypuszczenia na temat tego, czego Unia chce w istocie od Mińska, "SB. Biełaruś Siegodnia" pisze: "Na przykład (przedstawiciele UE) żądają uwolnienia więźniów politycznych (...) Ale czy w Brukseli nie wiedzą, że Statkiewicz, Bandarenka i inni zostali osądzeni bynajmniej nie za poglądy i idee polityczne i że sąd stwierdził ich bezpośredni udział we wpływaniu na ludzi, którzy próbowali siłą przejąć budynek parlamentu?". Dziennik nawiązuje w ten sposób do protestu po wyborach prezydenckich z grudnia 2010 r., po którym b. kandydat na prezydenta Mikoła Statkiewicz został skazany na 6 lat kolonii karnej, a koordynator kampanii "Europejska Białoruś" Źmicier Bandarenka na 2 lata. Podczas demonstracji, którą rozbiła milicja, zatrzymując ponad 600 osób, doszło do ataku grupy ludzi na drzwi do budynku rządu; według opozycji była to prowokacja. "Gdyby któryś z obecnych polskich polityków niezgadzających się z prezydentem (Bronisławem) Komorowskim wzywał do przejęcia Sejmu, a tłum rzuciłby się na zamknięte drzwi, reakcja polskich władz prawnych nie byłaby ani trochę łagodniejsza od mińskich" - pisze "SB. Biełaruś Siegodnia". Jak podkreśla gazeta, unijnemu wezwaniu do uwolnienia więźniów politycznych towarzyszy postulat ich rehabilitacji. Redakcja ironizuje, że na pewno miałoby to oznaczać ich przeproszenie, wypłacenie odszkodowania i posadzenie zamiast nich do więzienia sędziów, a następnie przyznanie, że sprawy były sfałszowane. Potem zaś - kontynuuje - wysunięto by kolejny postulat: nadania zwolnionym wysokich funkcji państwowych i przyznania im nagród państwowych. "Ale później pojawi się kolejna, nie mniej realistyczna prośba. I tak w nieskończoność. Tu bynajmniej nie chodzi o (lidera organizacji Młody Front Źmiciera) Daszkiewicza i innych "więźniów politycznych" - pisze gazeta. Stawia tezę, że logika działań "niektórych polityków Unii Europejskiej" ma dwa aspekty: po pierwsze, "Polska, Niemcy i niektórzy ich potakiwacze stawiają tylko jedną kwestię: usunąć (prezydenta Alaksandra) Łukaszenkę. Pod dowolnym pretekstem i z dowolną, najbardziej choćby absurdalną argumentacją". Po drugie zaś "Mińsk biją za Moskwę" - pisze ogólnikowo "SB. Biełaruś Siegodnia", zapowiadając, że rozwinie ten temat po niedzielnych wyborach prezydenckich w Rosji. Dziennik sugeruje, że być może Unia chce w istocie od Białorusi zmiany ustroju. Przypomina w związku z tym, że podczas ostatnich wyborów prezydenckich większość wyborców oddała głos na urzędującego szefa państwa. "Co jeszcze? UE domaga się rozwoju społeczeństwa obywatelskiego? No dobrze. Ale tym powinna się zajmować przede wszystkim polityczna opozycja, która, jak dobrze wiadomo, jeśli już czymś się zajmuje, to trwającymi od wielu lat brutalnymi waśniami książęcymi" - czytamy. Gazeta kończy swoje wywody przypomnieniem, że wszelkie różnice zdań należy rozwiązywać drogą spotkań roboczych nie zaś nacisków. "Szanowni państwo, spróbujmy uwolnić się od mentorstwa, a jeśli trzeba coś omówić, z zainteresowaniem siądziemy przy okrągłym stole. Dobrze?" - brzmią ostatnie zdania artykułu. Temat wycofania z Mińska ambasadorów państw UE podejmują w czwartek także dwa inne rządowe dzienniki, "Respublika" i "Zwiazda". Oba przypominają środowe słowa wiceszefa Izby Reprezentantów, niższej izby parlamentu, Wiktara Humińskiego, że obecna sytuacja w stosunkach unijno-białoruskich jest godna ubolewania, "ale nie powstała z inicjatywy strony białoruskiej", a "polityka, jaką obrało kierownictwo Unii Europejskiej, jest kontynuowana nie pierwszy rok". "Respublika" przypomina też wspólne oświadczenie Łukaszenki i prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, w którym określają oni ewentualne sankcje gospodarcze Zachodu wobec Mińska jako niedopuszczalne i wyrażają przekonanie, że tylko dialog oparty na zasadach równoprawności i szacunku może sprzyjać rozwiązywaniu międzynarodowych różnic zdań. Gazeta kończy swój artykuł następująco: "Miejmy nadzieję, że brukselscy urzędnicy jeszcze nie zdążyli należycie zastanowić się nad wszystkim, co zostało powiedziane".