Babaryka został uznany za winnego przyjęcia łapówki w szczególnie dużym rozmiarze, legalizacji środków finansowych zdobytych nielegalnie. Były szef Biełhazprambanku nie przyznał się do winy. Wyrok ogłosił sędzia Ihar Lubawicki - podaje portal Nasza Niwa. Babaryka ma również zapłacić grzywnę w wysokości 145 tys. rubli białoruskich (ok. 217 tys. zł), a państwo przejęło 47 mln rubli (ponad 70 mln zł), które miał "zdobyć drogą przestępstwa" - informuje agencja państwowa BiełTA. Proces toczył się przed Sądem Najwyższym, w związku z czym wyrok nie podlega apelacji do sądu wyższej instancji. Oskarżyciel wnioskował o karę 15 lat pozbawienia wolności. Obrońcy Babaryki zapowiedzieli wniesienie apelacji w trybie nadzoru. "Nie mogę się przyznać" - Bez względu na to, że najpewniej przyznanie się do przestępstw, których nie popełniłem, byłoby właściwsze z punktu widzenia korzyści materialnych, nie mogę przyznać się do przestępstw, których nie popełniłem. W ramach naszej komunikacji (ze współpracownikami) nie dopuszczono ani do jednego nie tyle nielegalnego działania albo przymusu, ale nawet nie dopuszczono do żadnej aluzji co do możliwości popełnienia nielegalnych działań - powiedział Babaryka, cytowany przez białoruski portal Nasza Niwa. Babaryka był oskarżony m.in. o utworzenie organizacji przestępczej, do której jako prezes Biełhazprambanku miał wciągnąć swoich zastępców i innych biznesmenów w celu wyłudzania łapówek od przedsiębiorstw, a potem wyprowadzania pieniędzy za granicę. Wraz z Babaryką w ramach postępowania zwanego "sprawą Biełhazprambanku", oskarżonych było jeszcze siedem osób - byli biznesmeni i menadżerowie, z którymi współpracował. Sześciu z nich skazano we wtorek na kary od 3 lat do 6,5 roku pozbawienia wolności. Były zastępca Babaryki otrzymał karę pięć lat ograniczenia wolności (rodzaj aresztu domowego). W czasie śledztwa zgodzili się na współpracę i wszyscy przyznali się do winy. Mógł zagrozić Łukaszence Babaryka w maju ubiegłego roku ogłosił, że zamierza wystartować w wyborach prezydenckich. Jego kampania ruszyła z niespodziewanym impetem i wkrótce stało się jasne, że potencjalny kandydat cieszy się dużym poparciem i - zdaniem komentatorów - mógłby realnie zagrozić chcącemu utrzymać władzę Łukaszence. W czerwcu były bankier został aresztowany. Centralna Komisja Wyborcza nie zatwierdziła jego kandydatury w wyborach prezydenckich. Zamiast Babaryki główną oponentką Łukaszenki stała się gospodyni domowa Swiatłana Cichanouska, która zgłosiła się do elekcji zamiast swojego męża, również aresztowanego. Oficjalne wyniki sierpniowych wyborów, które dały Łukaszence 80,1 proc. głosów, wywołały masowe wielomiesięczne protesty na Białorusi, na które władze odpowiedziały bezprecedensowymi represjami. Oprócz Babaryki zatrzymano i aresztowano z poważnymi zarzutami wielu członków jego sztabu wyborczego. Wszyscy oni zostali uznani za więźniów politycznych. Wyrok wobec Babaryki skomentowała we wtorek ambasada USA w Mińsku, oceniając na Twitterze, że unaocznił on "okrutną fikcję bałoruskiego systemu sprawiedliwości". "Pokazując, że reżim Łukaszenki nie powstrzyma się przed niczym, by utrzymać władzę" - napisano na Twitterze ambasady.