Tego dnia, w wieczór po zakończeniu wyborów prezydenckich, odbyły się w stolicy Białorusi masowe demonstracje opozycji, rozpędzone przez siły bezpieczeństwa. Aresztowano ponad 600 osób. Na prawie sześciu stronach, w artykule pod tytułem "Za kulisami pewnej zmowy", gazeta publikuje i omawia w piątek "niektóre odtajnione dokumenty o wydarzeniach 19 grudnia". "Nie ma żadnych wątpliwości, że do wydarzeń 19 grudnia (w Mińsku) przyłożyły rękę przede wszystkim służby specjalne Polski i Niemiec, które zaplanowały i ukształtowały organizacyjnie kampanię obywatelską 'Mów Prawdę!'. Według zamysłu miała się ona stać 'nową opozycyjną siłą', zdolną do zmiany władzy w kraju" - twierdzi "SB. Biełaruś Siegodnia". "Poligonem kształtowania organizacyjnego siły zdolnej do zmiany legalnej władzy na Białorusi, stała się Polska. Tam urządzono specjalne obozy, w tym szkoleniowe, dla 'aktywistów', tam przygotowywano przyszłą klasę rządzącą, tam uzgadniano główne decyzje w sferze polityki zagranicznej z udziałem korpusu dyplomatycznego" - opisuje oficjalny dziennik administracji prezydenta Białorusi. Gazeta tłumaczy, że liderzy opozycji nie zostali zatrzymani "za swoje poglądy polityczne", a za "konkretne działania": "próbę zajęcia budynku rządu i wtrącenia kraju w chaos", "stworzenie nielegalnego 'rządu'". Zamieszcza też zdjęcie listy pod nazwą "rząd ocalenia narodowego", na której figurują działacze opozycji z przypisanymi im ministerstwami. Gazeta publikuje fragment przesłuchania "jednego z figurantów" w sprawie karnej wszczętej po wyborach, przedstawionego jako "wysokiej rangi funkcjonariusz kampanii 'Mów Prawdę'". Na temat źródła funduszy mówi on śledczemu: "To niemieckie pieniądze, niemiecka polityka. I dalej, to po prostu wykorzystanie krajów, które mają bezpośredni związek z Niemcami (...). To głównie kraje bałtyckie, Polska". Dodaje: "Wydaje mi się, że Polska nie jest samodzielnym graczem w tej grze". Śledczy odpowiada: "Jednak ona bardzo chciała być samodzielnym graczem. (...) Jednak jej mogli po prostu dać jakieś pełnomocnictwa, szansę". Przesłuchiwany opowiada o wizycie w Polsce "około miesiąca temu" (nie ma informacji, kiedy prowadzono przesłuchanie - red.). "Z kim spotykałeś się (kiedy) niby byłeś z (Uładzimirem) Niaklajeuem? Z kim były rozmowy o finansowaniu" - pyta śledczy. Przesłuchiwany odpowiada, że "była to oficjalna wizyta". Dodaje: "Ze wszystkimi rozmawialiśmy o finansowaniu. Rozmawialiśmy z (Henrykiem) Litwinem (wiceszefem polskiego MSZ) i z ludźmi, którzy przedstawili się nam jako (osoby) z kancelarii. Rozmawialiśmy z nimi jako petenci: Tak, są nam potrzebne dodatkowe środki, czy możecie nam w czymś pomóc?". "Według Siarhieja Wazniaka (męża zaufania Uładzimira Niaklajeua - red.) 'sponsorami' kampanii 'Mów Prawdę!' byli przedstawiciele 'państwowej struktury' Polski (MSZ Polski) - podaje gazeta. Informuje ona o funduszach, jakie mieli otrzymywać opozycyjni kandydaci i działacze praw człowieka z fundacji: National Endowment for Democracy, IRI, Civil Right Defenders. Źródła z Polski pojawiają się w zacytowanym fragmencie rozmowy, jaką miał prowadzić przez Skype'a działacz warszawskiej fundacji Wolność i Demokracja z szefem białoruskiej organizacji praw człowieka Wiasna Alesiem Bialackim. Działacz polskiej fundacji pisze: "Co tyczy się tego roku, to na wypłaty dla represjonowanych - 200 tys. złotych" i dodaje, że "MSZ obciął o połowę, bo prosiliśmy o 500 tys. złotych". Zdaniem dziennika "na początku 2009 roku analitycy zachodnich służb specjalnych (przede wszystkim Polski i Niemiec (...) doszli do wspólnej oceny i powiadomili swoje rządy o pilnej konieczności skorygowania obecnych podejść do sytuacji dotyczącej Mińska (...). Analitycy proponowali swoim rządom, by nie ograniczać się do +kosmetyki+, a radykalnie zmienić obraz. Chodziło o (...) przede wszystkim stworzenie nowego środowiska opozycji". Dalej gazeta opisuje, że zostało ono stworzone - chodzi o kampanię 'Mów Prawdę'" - "według zamysłu specsłużb i kontrolowanych przez nich fundacji". Gazeta tłumaczy: "Na Zachodzie nie mogli nie widzieć, że wśród kandydatów na prezydenta nie ma ani jednej realnie znaczącej postaci(...). Ci, którzy za awanturę płacili pieniędzmi europejskich podatników, świetnie rozumieli, że w razie sukcesu kolejnej 'rewolucji' w centrum kontynentu (...) Białoruś spłynie krwią. Ale na to nikt nie zwracał uwagi". "Najważniejsze było, by usunąć Łukaszenkę, postawić na czele kraju posłuszną marionetkę i spokojnie patrzeć na męki narodu sztucznie wtrąconego w chaos. Oto krótkie przedstawienie zamysłu, jaki przywieźli do kraju organizatorzy i inspiratorzy kolejnej nieudanej 'kolorowej rewolucji'" - stwierdza "SB. Biełaruś Siegodnia".