"Będę robić wszystko, żeby język białoruski stał się językiem 'urzędowym' nie tylko na papierze. Chcę, by był używany w parlamencie, w instytucjach państwowych, w szkołach, przede wszystkim w mediach. Dzisiaj często się zdarza, że ktoś przychodzi do urzędu i nie tylko nie może załatwić sprawy, używając języka białoruskiego, ale wręcz słyszy znużone 'proszę mówić po rosyjsku'. Kolejna kwestia to bardzo ograniczona możliwość nauki w rodzimym języku" - powiedziała deputowana w rozmowie z PAP. Anisim jest filologiem, od 1991 r. pracuje w Instytucie Języka i Literatury Narodowej Akademii Nauk. Od lat działa na rzecz popularyzacji i obrony języka białoruskiego. Jako szefowa mińskiej filii Towarzystwa Języka Białoruskiego i wiceprzewodnicząca tej organizacji doprowadziła m.in. do otwarcia białoruskojęzycznego gimnazjum w Mińsku i założenia białoruskojęzycznej gazety "Nowy Czas". Organizacja wydała także rozmówki białoruskie w kilku językach. "Obecnie dopracowujemy projekt ustawy o wsparciu języka białoruskiego, by rzeczywiście stał się językiem urzędowym" - mówi Anisim. Zapowiada, że będzie lobbować swój program i szukać sojuszników na każdym szczeblu władzy administracyjnej. Ważne punkty to utworzenie kanału telewizyjnego w tym języku, by zwiększyć znajomość języka wśród obywateli. "Wielu z nich zna białoruski tylko biernie, bo brakuje środowiska informacyjnego, rosyjski dominuje w mediach, zaś jeśli chodzi o ofertę dla dzieci i młodzieży to telewizja państwowa w języku białoruskim nie oferuje absolutnie nic" - konstatuje Anisim. "Możliwość edukacji w języku ojczystym, a zwłaszcza studiów wyższych, jest kluczowa. We współczesnym świecie, w czasach przyspieszonej globalizacji, bez tego nie może być mowy o tworzeniu elit narodowych" - przekonuje. "To nie wydarzy się w ciągu jednego dnia. Jest to praca na dziesięciolecia, ale trzeba zacząć jak najszybciej i konsekwentnie działać. Najważniejszym problemem jest brak programu" - mówi polityk. "Żeby to się udało, musi być odpowiednie nastawienie w społeczeństwie z jednej strony, ale także zdecydowane działania władz. To one muszą nadawać ton" - przekonuje. Anisim uważa, że ten scenariusz jest możliwy, bo obecnie na Białorusi klimat polityczny dla takich działań jest bardziej sprzyjający niż jeszcze kilka lat temu. Zwraca uwagę, że symbol Pogoni od dawna jest wpisany na listę dziedzictwa narodowego. "To samo może się stać z biało-czerwono-białą flagą" - oceniła. 19 września 1991 r. parlament białoruski zatwierdził biało-czerwono-białą flagę i godło Pogoni jako państwowe symbole. Po referendum w 1995 r. Alaksandr Łukaszenka przywrócił jednak symbolikę nawiązującą bezpośrednio do sowieckiej, a biało-czerwona flaga i Pogoń były odtąd kojarzone ze środowiskami niezależnymi i opozycyjnymi, zaś ich publiczne używanie bywało karane. "Trzeba przywrócić te symbole wszystkim Białorusinom, ale spokojnie, bez agresji, bez histerii. Ta flaga to symbol niezależnej Białorusi, pod nią składał przysięgę pierwszy prezydent" - mówi posłanka. Anisim reprezentuje okręg stołpecki w obwodzie mińskim. Jako deputowana zamierza rozwiązywać lokalne problemy, dążyć do otwarcia szpitala położniczego w Nieświeżu, przedszkola w Stołpcach, rozwoju połączeń komunikacyjnych. "Władza, zwłaszcza na szczeblu lokalnym, zapomina o ludziach. Decyzje niby zapadają, a nikt ich nie realizuje. Wodociąg istnieje, ale nie działa - ludzie skarżą się, bo po melioracji ich studnie wysychają i nie mają skąd brać wody. Starsi ludzie nie mają jak dojechać do lekarza, bo nie ma autobusu" - opowiada posłanka. To m.in. krytyka nieefektywności władzy, jak mówi, przyczyniła się do jej reputacji opozycjonistki. "Ludzie płacą podatki, to oni utrzymują państwo, wojsko, władze. Ale potrzebna jest kontrola obywatelska, bo inaczej władze lokalne czują się jak udzielni książęta. Chciałabym to zmienić". Z Mińska Justyna Prus