Podczas ostatnich wystąpień stron w poniedziałek prokurator podtrzymał wobec obu oskarżonych zarzuty o terroryzm. Grozi za to najwyższy wymiar kary, którym na Białorusi jest kara śmierci przez rozstrzelanie. 25-letni Kanawałau jest oskarżony o przeprowadzenie eksplozji w metrze 11 kwietnia, jego rówieśnik i kolega Kawaliou - o współudział i niedoniesienie o przestępstwie. Kanawałau jest też oskarżony o podłożenie ładunków wybuchowych na koncercie plenerowym w Mińsku w 2008 roku oraz w Witebsku w 2005 roku. W obu przypadkach rannych zostało kilkadziesiąt osób. Niezależna gazeta "Biełorusskije Nowosti" zauważa w poniedziałek, że do czasu śledztwa w sprawie zamachu w metrze poprzednie eksplozje, których sprawców nie wykryto, nie były uważane za akty terroru, ale chuligaństwa. Zarzuty podczas procesu w sprawie zamachu mówią o incydentach sprzed ponad 10 lat, kiedy według aktu oskarżenia 14-letni Kanawałau przeprowadzał eksplozje na klatkach schodowych w rodzinnym Witebsku. Prokurator Alaksiej Stuk ocenił w poniedziałek, że proces dowiódł winy obu oskarżonych, choć Kanawałau, który przyznał się do dokonania zamachu w metrze, nie przyznał się do niektórych wcześniejszych incydentów. Prokurator odrzucił twierdzenia Kawalioua, który podczas procesu powiedział, że podczas śledztwa wywierano na niego presję, by wymusić zeznania. Kanawałau odmówił zeznań przed sądem. W procesie ogłoszono przerwę do wtorku 15 listopada. 11 kwietnia ok. godz. 17.45 (godz. 16.45 czasu polskiego) eksplodował ładunek wybuchowy na stacji metra Oktiabrskaja (biał. Kastrycznickaja) w centrum Mińska. Zginęło 11 osób, kolejne cztery zmarły w następnych dniach i tygodniach w szpitalach.