"Jakiekolwiek wybory powinno poprzedzić zwolnienie wszystkich bez wyjątku więźniów politycznych i ich rehabilitacja" - podkreśla komitet "Wyzwolenie", utworzony przez rodziny osób aresztowanych na Białorusi po wyborach prezydenckich z 19 grudnia 2010 r. Komitet określa zbliżające się głosowanie jako "pseudowybory do marionetkowej izdebki" i wzywa, by nie uczestniczyć w tej "farsie" przez "współudział w kolejnym przestępstwie rządzącej junty". Autorzy apelu zwracają uwagę, że w więzieniach i koloniach karnych nadal pozostają m.in. byli kandydaci na prezydenta w ostatnich wyborach, Mikoła Statkiewicz i Andrej Sannikau, a także szef Centrum Praw Człowieka "Wiasna" Aleś Bialacki. "Ci, którzy formalnie wyszli na wolność po procesach w sprawie wydarzeń 19 grudnia, mają de facto ograniczone prawa i w każdej chwili mogą zostać znów aresztowani. A wielu z tych, którzy zdążyli wyjechać za granicę, do tej pory nie może wrócić w obawie przed aresztowaniem" - podkreślają rodziny więźniów. "Tylko wszyscy razem, a nie kosztem innych, zdołamy wypracować i zrealizować strategię zwycięstwa" - kończą swój apel autorzy. Kampanię "aktywnego bojkotu imitacji wyborów do marionetkowej Izby Reprezentantów" zapowiedziała w ostatni weekend rada koordynacyjna opozycyjnego ruchu Zjazdów Narodowych. Aktywny bojkot ma polegać m.in. na kampanii informacyjnej na temat programu wyjścia z kryzysu, domaganiu się uwolnienia więźniów politycznych oraz wyłonienia w wolnych wyborach nowego prezydenta, parlamentu i władz wszystkich szczebli. Szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna wyraziła w czwartek przekonanie, że opozycja białoruska nie zdecyduje się na bojkot wyborów. "Podstawą istnienia wszystkich sił politycznych, które nazywają się u nas opozycją, są zagraniczne inwestycje, jakie otrzymują one z programu rozwoju demokracji. Jeśli nie będą uczestniczyć w wyborach i przeprowadzać akcji politycznych, te środki nie będą im przekazywane, a jest to ich pensja" - oznajmiła. 19 grudnia 2010 roku w Mińsku brutalnie zdławiono protest przeciwko oficjalnym wynikom wyborów, dającym prawie 80 proc. poparcia urzędującemu prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Po demonstracji do aresztów trafiło ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich stanęło przed sądem w sprawie karnej o masowe zamieszki, ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.