Zaucha powiedział, że zatrzymanie wyglądało niezbyt przyjemnie. Na placu Niepodległości zebrało się ponad tysiąc protestujących, a do niego i jego operatora podeszli tajniacy w maskach antywirusowych i kazali pójść za sobą. Odprowadzili ich do busa, do którego doprowadzano kolejne osoby - zebrało się ich 16, m.in. korespondentki BBC. Bus ruszył - relacjonował Zaucha - zakazano używania telefonów i przewieziono ich do komisariatu niedaleko miejsca, gdzie ich zatrzymano. Spisano ich i sprawdzono dokumenty. Cała akcja trwała 2-2,5 godziny, po których naczelnik komisariatu zabrał cudzoziemców - jego, Brytyjkę i dwie Rosjanki zaprowadził do wyjścia i kazał sobie pójść. - Po upływie ok. 2-2,5 godziny naczelnik zaprowadził nas do wyjścia i powiedział, żebyśmy sobie poszli. Po prostu. I na tym się skończyła ta historia - powiedział Zaucha, gdy już został uwolniony. Zaucha relacjonował, że prosił o dokument o zatrzymaniu, że uniemożliwiono im pracę, jednak nic takiego nie otrzymał i był wolny. "Było kulturalnie" Zaznaczył, że podczas zatrzymania nie było przemocy, brutalnych akcji wobec dziennikarzy. - Było kulturalnie, po prostu uniemożliwiono nam nagranie tego, co działo się na placu Niepodległości - zaznaczył. W rozmowie z PAP stwierdził: - Nie było żadnej presji. Po kontroli dokumentów i innych formalnościach zostaliśmy wypuszczeni. W naszej grupie było początkowo 16 osób, ale później pojawił się ktoś jeszcze, więc możliwe, że ta liczba jest większa. Powiedział, że jeszcze nie wie, co się dzieje z jego operatorem, który jest Białorusinem, na którego czeka przed komisariatem. Wewnątrz był cały czas obok niego, tak samo był spisywany i sprawdzany - zaznaczył Zaucha. Wśród zatrzymanych dziennikarze telewizji Biełsat Co najmniej troje dziennikarzy telewizji Biełsat było wśród osób zatrzymanych w centrum Mińska - poinformowała z kolei redakcja telewizji. To reporterka Kaciaryna Andrejewa, operator Maks Kalitouski i fotoreporter Alaksandr Wasiukowicz - podał Biełsat. Ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało wcześniej, że dziennikarze zostali przewiezieni na komisariat. Funkcjonariusze mieli tam sprawdzać, czy posiadają oni ważne akredytacje. Resort zapowiadał, że wszyscy dziennikarze z oficjalną akredytacją zostaną zwolnieni. Zaprzeczył też, że zostali oni zatrzymani. Dziennikarze mieli relacjonować protest, podczas którego w czwartek wieczorem setki demonstrantów maszerowały centralną ulicą Mińska. Od 9 sierpnia Białorusini protestują przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich, które według oficjalnych wyników wygrał urzędujący szef państwa Alaksandr Łukaszenka.