- Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, co się wydarzy za tydzień, za dwa tygodnie czy za miesiąc, ale jedno na pewno można powiedzieć: że Polacy są zdeterminowani utrzymać za wszelką cenę Dom Polski w Iwieńcu w swoich rękach, że nie mają zamiaru się poddawać i że w Iwieńcu nie ma innego środowiska polskiego jak związanego ze Związkiem Polaków na Białorusi - powiedział Płażyński. Od ubiegłego czwartku w Domu Polskim w Iwieńcu na Białorusi przebywają działacze ZPB lojalni wobec nieuznawanej przez Mińsk Andżeliki Borys, obawiając się prób przejęcia budynku przez kierownictwo ZPB popierane przez władze białoruskie. - Próby rozłamu nie dały żadnego efektu i władza białoruska musi to wziąć pod uwagę, bo po stronie placówki jest też stała obecność konsula, która niewątpliwie pomaga, a z naszej strony - ze strony Wspólnoty Polskiej i polskiego parlamentu - wsparcie. (...) Będziemy używać wszystkich argumentów, żeby utrzymać stan obecny: że Dom jest w rękach ludzi związanych z ZBP Andżeliki Borys. Każdą zmianę będziemy uważali za kolejny przejaw wojny toczonej z Polakami na Białorusi - oznajmił Płażyński. Szef Wspólnoty Polskiej powiedział, że z przedstawicielami ZPB - m.in. Andżeliką Borys, szefową lokalnego ZPB i zarazem dyrektorką Domu Polskiego w Iwieńcu Teresa Sobol oraz działaczem Andrzejem Poczobutem - spotkał się w środę, zaś z ambasadorem w Mińsku w czwartek. Oprócz tego rozmawiał także z miejscowymi księżmi, którzy "zajmują się działalnością duszpasterską, także wśród Polaków, w związku z czym mają orientację w sytuacji". Jak dodał, zostanie w Iwieńcu jeszcze w piątek. Białoruskie władze nie uznają ZPB Andżeliki Borys, który przez Warszawę uważany jest za jedyny prawomocny. Dla Mińska legalny jest Związek Polaków kierowany obecnie przez Stanisława Siemaszkę, a wcześniej przez Józefa Łucznika, który został wybrany na prezesa w sierpniu 2005 roku. Do rozłamu doszło po marcowym (2005) zjeździe ZPB, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie.