Informując o tym we wtorek dziennik "Komsomolskaja Prawda w Biełorussii", cytuje słowa matki pracownika mińskiej agencji nieruchomości Siarhieja Baszarymaua: "Adwokatka powiedziała mi, że synowi 16 lipca przedstawiono zarzut z art. 371 cz. 3 kodeksu karnego o nielegalne przekroczenie granicy Republiki Białoruś". Jak powiedziała matka Baszarymaua, zatrzymany 6 lipca, czyli dwa dni po "desancie" misiów syn pisze listy z aresztu KGB. "Ostatni przyszedł tydzień temu. Siarhiej jest ciągle przekonany, że sprawa szybko się skończy i zostanie zwolniony" - powiedziała. W areszcie KGB nadal przebywa także 20-letni student dziennikarstwa Anton Surapin, który jako pierwszy zamieścił na swej stronie internetowej zdjęcia zrzuconych misiów. Według Andreja Bastunca, przedstawiciela niezależnego Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, także Surapinowi władze zarzucają pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy. 4 lipca szwedzki samolot zrzucił nad południowymi obrzeżami Mińska i nad Iwieńcem (50 km na zachód od Mińska) pluszowe misie, do których były przyczepione karteczki z napisami m.in. "Nie możecie zamknąć nam ust" i "Zabawki żądają obrony praw człowieka na Białorusi". Białoruskie władze konsekwentnie zaprzeczały, by doszło do naruszenia granicy powietrznej Białorusi, ale świadkowie potwierdzali niezależnym mediom, że widzieli zrzucone misie. Założyciel szwedzkiej firmy reklamowej Total, która zorganizowała lot, Per Cromwell powiedział w czacie na portalu Radia Swaboda, że chciał, by ludzie usłyszeli o tej akcji i tym sposobem zainteresowali się sytuacją na Białorusi. "Ta akcja przypomina, że żadna siła wojskowa czy państwowa nie jest tak potężna, jak chce samą siebie przedstawić" - zaznaczył. Z Mińska Małgorzata Wyrzykowska