Sąd uznał go za winnego aktywnego udziału w nielegalnej demonstracji. Poczobutowi groziła kara do 15 dni aresztu. - To jest dosyć łagodny wyrok - powiedział działacz ZPB i dziennikarz po ogłoszeniu wyroku. Dodał przy tym, że sędzia Natalia Kozieł wzięła pod uwagę tylko zeznania milicjantów, którzy relacjonowali przebieg wydarzeń 17 stycznia pod budynkiem Domu Polskiego w Grodnie. Tego dnia około 300 działaczy związku, kierowanego przez Andżelikę Borys, zebrało się przed siedzibą popieranego przez białoruskie władze Związku Polaków na Białorusi, którego prezesem jest Józef Łucznik. Działacze przybyli tam, ponieważ Łucznik wystosował do Andżeliki Borys zaproszenie do rozmów, z którego ona nie chciała skorzystać, nie miała bowiem upoważnienia od władz swej organizacji. Działacze jej związku poszli więc do konkurencyjnego ZPB, by dowiedzieć się, o co chodzi. Zastali jednak siedzibę reżimowego ZPB otoczoną przez milicję. W następstwie Andrzej Poczobut oraz dwaj inni działacze ZPB - Igor Bancer i Mieczysław Jaśkiewicz - zostali oskarżeni o aktywny udział w nielegalnym wiecu. Zdaniem Poczobuta wyrok odpowiada wersji funkcjonariuszy milicji: "Na podstawie zeznań milicjantów uczestniczyłem aktywnie w wiecu, a wiec był nielegalny" - opisał uzasadnienie wyroku. Podkreślił: "Zeznania wszystkich świadków, którzy byli (powołani) ze Związku Polaków, w tym moje wyjaśnienia, zostały odrzucone". Sąd wydał łagodny wyrok - uważa działacz - dlatego, że proces przyciągnął uwagę mediów polskich i międzynarodowych. W drugim dniu rozprawy, podobnie jak wczoraj, na salę nie wpuszczono mediów. Tym razem nie dopuszczono także publiczności, obecnej wczoraj. Poczobut zwrócił uwagę w rozmowie z mediami, że pozostałym działaczom - Bancerowi i Jaśkiewiczowi nadal nie doręczono wezwań o terminie ich rozprawy. Tymczasem termin, w jakim mogą być sądzeni, mija we wtorek. Poczobut wyraził przypuszczenie, że mogą być sądzeni zaocznie i dowiedzieć się o wyroku już po fakcie.