Słowa te padły w wieczornym cotygodniowym programie publicystycznym "W centrum uwagi". - Szczyt, który był pomyślany jako zbiorowe chłostanie Białorusi, faktycznie poniósł fiasko - oznajmił komentator. Jego zdaniem, wobec pozostałych wschodnich sąsiadów UE uczestniczących w spotkaniu zastosowano groźby i szantaż, ale nie zgodzili się oni na podpisanie "antybiałoruskiej deklaracji" końcowej. - Teraz obiecują pieniądze, 9 mld euro, żebyśmy chodzili jak na sznurku. Pieniądze oczywiście przydałyby się, ale my sami je zarobimy. Zastraszanie i przekupywanie należy już do przeszłości - oświadczył prowadzący program. O samym Partnerstwie Wschodnim białoruska telewizja powiedziała, że "zmieniło się we własne przeciwieństwo". - Zaraz po inauguracji PW weszło na drogę przekształcania się w kaganiec dla sąsiadów UE - mówił komentator. Oznajmił, że wobec tych krajów "zawsze znajdą powód, aby się przyczepić, jeśli tylko Bruksela będzie miała na to ochotę". Padło też stwierdzenie, że "od Unii Europejskiej Białoruś otrzymała tylko sankcje". Gość programu, szef Wydziału Integracji Europejskiej MSZ Białorusi Dźmitry Jarmoluk ocenił, że wycofując się ze szczytu w Warszawie, Białoruś "pokazała UE, że scenariusze pisane bez niej" mogą ponieść fiasko. Jego zdaniem, w Partnerstwie Wschodnim "duch partnerstwa coraz bardziej się rozmywa", a UE stara się wschodnich sąsiadów "sprowadzić do roli wasali". Przyznał jednocześnie, że program jest ważny dla Białorusi i na razie budzi u niej więcej optymizmu niż nieufności. Bezpośrednio potem w wieczornej audycji pokazano kolejny materiał o przenosinach Centrum Kultury Białorusi z Białegostoku do Warszawy. Podano w nim, że przenosiny są wymuszone i nalegały na nie władze polskie. Po wyliczeniu licznych imprez zorganizowanych przez centrum od 2008 roku reporterka TV oceniła: "Jak się okazało, wszystko to podobało się daleko nie wszystkim - ściślej mówiąc, wszystkim oprócz strony polskiej". To kolejny materiał TV na temat przenosin centrum pokazujący w nieprzychylnym świetle motywy strony polskiej. Kiedy telewizja poruszyła ten temat po raz pierwszy, ambasador RP na Białorusi Leszek Szerepka zwołał w Mińsku konferencję prasową. Jak wówczas tłumaczył, zmiana lokalizacji jest wywołana potrzebą uregulowania statusu prawnego instytucji kulturalnych Polski i Białorusi w krajach sąsiednich i ich pracowników. Według jego słów przygotowany został projekt porozumienia, który nie wywołał większych rozbieżności u strony białoruskiej.