Prokurator twierdził, że obaj dziennikarze w publikacjach przed zeszłorocznymi wyborami prezydenckimi świadomie rozpowszechniali w prasie i Internecie kłamliwe informacje. Dotyczyły one, m.in.: związków Łukaszenki z zabójstwami politycznych oponentów, jego udziału w zagładzie białoruskiego narodu oraz kierowania przezeń zorganizowaną grupą przestępczą. Obrońcy oskarżonych poddali dziś miażdżącej krytyce zarzuty prokuratora. Ich zdaniem w trakcie śledztwa złamano wszelkie procedury procesu karnego, np. materiały zdobywano bez świadków, protokołów i wbrew prawu włączono do czynności śledczych KGB. Dowody oskarżenia nie mają więc mocy prawnej. Według adwokatów w sprawie dziennikarzy "Pahonii" nie powinno było dojść do przewodu sądowego, a tym bardziej do postawienia oskarżenia. Obrońcy dowodzili, że do rozpowszechnienia zarzucanych oszczerstw nie mogło dojść - śledczy skonfiskowali bowiem cały nakład gazety i komputery redakcji. To, co przedstawiła prokuratura, to nie dowody, lecz domysły. A te pozostawiają wątpliwości. Wątpliwości zawsze powinny być rozstrzygane na korzyść oskarżonych - wyjaśnił adwokat Siarhiej Curko. Proces odroczono do piątku. Wtedy to z ostatnim słowem wystąpią oskarżeni, być może zapadnie również wyrok. W Grodnie jest specjalny wysłannik RMF, posłuchaj jego relacji: