Incydent wydarzył się przed sąsiadującymi budynkami prokuratury i sądu w Grodnie. Aksana Poczobut wyszła z sądu, gdzie starała się o widzenie z mężem. Dziennikarz "GW" czeka w areszcie w Grodnie na proces; jest oskarżony o znieważenie i zniesławienie prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki. - Zostałam zatrzymana razem z dziennikarzami. Trzymali nas dwie godziny w prokuraturze, napisaliśmy wyjaśnienie i zwolniono nas - powiedziała Aksana Poczobut. Wyraziła przypuszczenie, że milicję wezwano w prokuraturze po tym, jak operator telewizji chciał zrobić ujęcie budynku. Zdaniem Aksany Poczobut incydent ma związek ze sprawą jej męża i mógł mieć na celu jej zastraszenie. Opisała zachowanie jednego z milicjantów, który skierował automat na jej nogi tak, jakby chciał ją nastraszyć i powiedziała, że rozważa napisanie skargi. Korespondentowi "GW" i zarazem działaczowi nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB) grożą cztery lata więzienia za zniesławienie głowy państwa. Za znieważenie prezydenta prawo białoruskie przewiduje karę do dwóch lat więzienia. Sprawę przeciw Poczobutowi wszczęła prokuratura obwodu grodzieńskiego powołując się na jego artykuły w "Gazecie Wyborczej", na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan na prywatnym blogu. Śledztwo zakończyło się, ale nie ogłoszono daty procesu, choć wiadomo już, że odbędzie się w jednym z sądów w Grodnie. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.