Łukaszenka oświadczył w piątek, że wprowadzenie opłaty od osób fizycznych za wyjazd za granicę na zakupy mogłoby powstrzymać rodaków przed zakupami w UE, gdzie wiele towarów jest tańszych. - To będzie tak: jeśli obsługujemy cię na granicy, to płać 100 dolarów od głowy i jedź za granicę - powiedział. Już w środę wicepremier Piotr Prakapowicz oznajmił, że kwestia wprowadzenia opłat jest rozpatrywana przez rząd i "mniej więcej w ciągu miesiąca damy odpowiedzi na wszystkie pytania". Dodał, że są rozpatrywane różne warianty, ale jeśli opłata zostanie wprowadzona, nie będzie ściągana od turystów, a tylko od osób, które często jeżdżą na zakupy za granicę. W petycji przeciwko wprowadzeniu opłaty, zamieszczonej na stronie change.org, napisano m.in: "Biorąc pod wagę poziom wynagrodzeń na Białorusi, szczególnie w miastach rejonowych (powiatowych) i wsiach, wysokość opłaty wraz z kosztem wizy schengeńskiej sprawi, że wyjazd większości obywateli za granicę stanie się praktycznie niemożliwy". Sygnatariusze podkreślają, że opłata naruszałaby prawo do swobodnego przemieszczania się, a zgodnie z międzynarodowymi normami, których Białoruś zobowiązała się przestrzegać w ramach ONZ i OBWE, prawo obywatela do opuszczania kraju i powrotu nie może być przedmiotem żadnych ograniczeń, oprócz takich, jakie są niezbędne np. dla ochrony bezpieczeństwa państwa. Petycja ma być przesłana Łukaszence, szefom obu izb parlamentu, a także premierowi Michaiłowi Miasnikowiczowi. Kampanię przeciwko opłacie zainicjowała w środę także opozycyjna Zjednoczona Partia Obywatelska (ZPO). "Uważamy, że jest to schizofreniczny pomysł i należy na niego reagować wszelkimi dostępnymi działaniami" - oświadczył szef ZPO Anatol Labiedźka. Jak dodał, głównym celem kampanii jest zmobilizowanie opinii publicznej. Partia zamierza m.in. organizować pikiety w całym kraju. Zdaniem niezależnego obrońcy praw człowieka Aleha Wouczaka opłata wyjazdowa sprzyjałaby korupcji, gdyż to urzędnicy będą podejmować decyzję, kogo nią objąć. Białorusini masowo jeżdżą na zakupy do Polski i na Litwę, gdzie ceny wielu towarów - spożywczych, ale też przemysłowych - są dużo niższe niż na Białorusi. Z danych Państwowego Komitetu Granicznego wynika, że Białorusini przekraczali w ubiegłym roku granicę 8,43 mln razy - o 11,7 proc. więcej niż rok wcześniej. 61,1 proc. wyjazdów przypadało na kraje nazywane na Białorusi daleką zagranicą, a więc nienależące do poradzieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP). Spośród 5,1 mln wyjazdów do krajów dalekiej zagranicy zdecydowana większość - 3,33 mln - przypadła na Polskę. Na drugim miejscu znalazła się Litwa z 1,3 mln wyjazdów. Ministerstwo Handlu Białorusi wyraziło niedawno zaniepokojenie spadkiem sprzedaży krajowych towarów. Według danych resortu w ciągu 7 pierwszych miesięcy tego roku odsetek towarów produkcji białoruskiej w sprzedaży detalicznej spadł o 3,3 pkt proc. w stosunku do tego samego okresu ubiegłego roku i wyniósł 71,7 proc. Z powodu zalegania białoruskiej produkcji w magazynach budżet nie otrzymał w pierwszej połowie tego roku 2,6 bln rubli białoruskich, czyli 300 mln dol. - alarmował w lipcu wiceminister ds. podatków Siarhiej Naliwajka. Według Łukaszenki opłata spowodowałaby wzrost sprzedaży białoruskich towarów. - Wtedy on (człowiek, który chce robić zakupy za granicą -) przyjdzie do naszego sklepu i kupi naszą lodówkę, a nie będzie taszczyć z Unii Europejskiej barachło nie wiadomo jakiej produkcji. (Inaczej) będą tam (w UE) siedzieć i zacierać ręce - wwieziono im 3 mld dol., rozwija się u nich handel, produkcja, a my się tu szamoczemy jak idioci - powiedział prezydent. Według danych białoruskiego Banku Narodowego saldo handlu zagranicznego Białorusi było w lipcu ujemne i wyniosło 126,5 mln dol. W handlu zagranicznym towarami w miesiącach styczeń-lipiec deficyt wyniósł 1,5 mld dol., podczas gdy w ubiegłym roku w analogicznym okresie zanotowano proficyt wysokości 2,.