Samo przesłuchanie Michalewicz nazwał "dyżurnym". Tak jak inne osoby, wobec których toczy się śledztwo w związku z demonstracją powyborczą 19 grudnia 2010 r., nie może informować o treści przesłuchań. Gazecie "Nasza Niwa" powiedział jednak, że funkcjonariusz zachowywał się "grzecznie i poprawnie", dlatego zgodził się po przesłuchaniu na kolejną rozmowę. Wtedy pokazano mu nagranie zrobione podczas jego pobytu w areszcie KGB w Mińsku. Michalewicz rozmawia na nim z pracownikami operacyjnymi KGB o zagranicznych dyplomatach. "W pewnym momencie nawet się uśmiecham" - opisał rozmowę Michalewicz. Dodał, że pracownik KGB powiedział mu, że "wyjdzie z tego film dokumentalny". Według Michalewicza nagranie było zrobione 10 stycznia, kiedy - jak wcześniej wyjaśniał - stosowano wobec niego tortury. Były kandydat, zwolniony 19 lutego, ogłosił w poniedziałek publicznie, że KGB znęca się nad aresztowanymi, i że by wydostać się z aresztu podpisał zobowiązanie do współpracy, ale je zrywa. W piątek KGB zaprzeczyło oskarżeniom i opublikowało fragmenty listu Michalewicza z aresztu do prezydenta Alaksandra Łukaszenki z prośbą o wyrozumiałość. Michalewicz potwierdził ten list. Podobnie jak większość innych kandydatów opozycji na prezydenta, Michalewicz trafił do aresztu śledczego KGB po demonstracji opozycji w wieczór wyborczy. Demonstranci kwestionowali oficjalne wyniki wyborów, według których niemal 80 proc. głosów zdobył ubiegający się o czwartą kadencję prezydencką Łukaszenka. Michalewicza zwolniono z aresztu, zamieniając mu środek zapobiegawczy na zobowiązanie do niewyjeżdżania z kraju. Tak jak na pięciu innych kandydatach opozycji, ciążą na nim zarzuty o organizację i udział w masowych zamieszkach. Grozi za to do 15 lat pozbawienia wolności.