Europejskie sankcje obejmują około 30 osób i podmiotów zaangażowanych w represje wobec społeczeństwa obywatelskiego i sprowadzanie migrantów na <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-bialorus,gsbi,2916" title="Białoruś" target="_blank">Białoruś</a>. Dotyczą m.in. linii lotniczych Belavia. Dzień wcześniej sankcje wobec Białorusi przyjęli ambasadorowie państw członkowskich przy UE na posiedzeniu w Brukseli. Na tę decyzję zareagował resort dyplomacji w Mińsku. Nazwał sankcje "szkodliwymi i nie mającymi perspektyw", zarzucając UE dążenie do "ekonomicznego zaduszenia Białorusi i maksymalnego pogorszenia życia Białorusinów". Reżim <a class="textLink" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-alaksandr-lukaszenka,gsbi,1060" title="Alaksandra Łukaszenki" target="_blank">Alaksandra Łukaszenki</a> zagroził, że odpowie "ostrymi działaniami". Jak przyznał, będą one "asymetryczne" względem tych podjętych przez Unię, lecz jednocześnie "adekwatne". Departament Stanu USA: Podnosimy koszty reżimu Rzecznik amerykańskiego Departamentu Stanu Ned Price zapowiedział z kolei podniesienie kosztów reżimu Łukaszenki "za jego represyjne działania, w tym niesprawiedliwe przetrzymywanie ok. 900 więźniów politycznych i bezduszne wykorzystywanie migrantów". "Będziemy nadal współpracować z sojusznikami i partnerami, aby wspierać naród białoruski" - napisał Ned Price na Twitterze. Amerykański Departament Skarbu ogłosił w czwartek w koordynacji z UE, Kanadą i Wielką Brytanią nałożenie kolejnej serii sankcji przeciwko Białorusi, wprowadzając restrykcje na 20 osób związanych z reżimem Alaksandra Łukaszenki, w tym jego syna Dzmitrija oraz na 12 państwowych firm i instytucji. Restrykcje dotyczą też obrotu nowym białoruskim długiem.