Strefa ma mieć ok. 80 km długości i kilka kilometrów szerokości. Wszystkie napotkane tam dziki zostaną zabite, a następnie spalone na miejscu lub w pobliżu, by zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Decyzja ministra rolnictwa Didiera Guillaume'a przyjęta została z zadowoleniem przez francuskich hodowców świń oraz innych rolników, skarżących się na szkody wyrządzane przez dziki. Ekolodzy, protestujący na co dzień przeciw takim odstrzałom, w tym wypadku nie zabierają głosu. Akcją zmniejszenia populacji dzików kieruje wyznaczona przez Guillaume'a "komórka kryzysowa". Przed ustaleniem jej składu minister przeprowadził inspekcję terenów przygranicznych, po czym zaprosił do resortu leśników, przedstawicieli stowarzyszeń myśliwskich i zrzeszeń hodowców świń. Akcję, która - jak mówił minister - ma zostać przeprowadzona "jak najszybciej", powierzono Krajowej Federacji Łowiectwa (FNC), Państwowemu Urzędowi Łowiectwa i Dzikich Zwierząt (ONCFS) oraz Państwowemu Urzędowi Lasów (ONF). Systematyczne patrole "Biała strefa" ma być systematycznie patrolowana przez ONCFS . Wstrzymuje się w niej wszelkie prace leśne. Thierry Coste z FNC w wywiadzie dla agencji AFP podał przykład "niektórych krajów Europy Środkowej, którym udało się ograniczyć ekspansję choroby dzięki utworzeniu stref buforowych i wytępieniu dzików". "Przedostanie się ASF do Francji byłoby prawdziwą katastrofą zarówno dla hodowców trzody, jak i dla myśliwych" - dodał przedstawiciel FNC, która od wielu miesięcy wzywała do takiej akcji. Zapowiedź wytępienia dzików na granicy belgijskiej nie wywołała reakcji opinii publicznej. Informując o akcji, media oddają głos rolnikom skarżącym się na straty wyrządzone przez dziki. Jeden z nich, z normandzkiego departamentu Sekwana Nadmorska, wyliczył je na 800 tys. euro w tym departamencie i na 60 mln euro w całym kraju. Ekolodzy milczą nt. "białej strefy" Ekolodzy nie zabrali dotąd głosu w sprawie "białej strefy", ale na co dzień potępiają postępowanie władz, które oskarżają o to, co "zielony" portal ConsoGlobe nazywa "uległością władz wobec lobby myśliwskiego, a nawet wspólnictwem". Według przyrodnika Pierre’a Rigaux dokarmianie dzików przez myśliwych oraz sprowadzanie ich z innych regionów i krajów powoduje "anarchię ekologiczną". "Sprawiło to, że co roku, tłumacząc to koniecznością regulowania ich liczebności, zabija się 600 tys. dzików, które przedtem dokarmiamy" - wskazał ekolog. Raymod Louis, prezes stowarzyszenia Przyjaciele Ścieżek Solonii, również potępia myśliwych, którzy - jak mówi - w jeden dzień zabijają 150 do 180 zwierząt, po czym wprowadzają do lasu dziki importowane z "krajów zarażonych ASF, co grozi zakażeniem regionu". "Nawet jeden przypadek ASF we Francji spowodowałby katastrofę gospodarczą i społeczną" - ocenił prezes Krajowej Federacji Trzody Chlewnej (FNP) Paul Affrey. Już to wystarczyłoby, by zahamować całkowicie eksport wieprzowiny - wyjaśnił. We Francji jest ok. 14 tys. hodowli świń, z czego większość na zachodzie kraju. W latach 2015-2016 sektor przeszedł poważny kryzys z powodu rosyjskiego embarga. Sytuacja nieco się poprawiła w 2017 roku dzięki wysyłaniu francuskiej wieprzowiny na rynek chiński, ale w zeszłym roku ceny skupu znów spadły, o prawie 13 proc. Z Paryża Ludwik Lewin