Zatrzymany natychmiast sprawca napaści to 42-letni Massimo Tartaglia, który - jak ustalono - od 10 lat leczy się psychiatrycznie. Do incydentu doszło na mediolańskim Piazza Duomo po wiecu partii Lud Wolności, na którym premier wygłosił ostre przemówienie polityczne, wymierzone w jego przeciwników. Gdy schodził z podestu, pod którym zebrała się grupa jego kontestatorów, został trafiony rzuconym w niego przedmiotem. Z ust popłynęła mu krew. Był cały czas przytomny. W mediolańskim szpitalu szef rządu przeszedł między innymi tomografię. Na pogotowiu zapewnił dwukrotnie: "Czuję się dobrze". U zranionego premiera stwierdzono pęknięcie kości nosowej, uszkodzenia dwóch zębów oraz krwawiącą ranę wargi - poinformował jego rzecznik Paolo Bonaiuti. Prezydent Giorgio Napolitano stanowczo potępił akt agresji wobec premiera. - Kieruję wyraźny apel o to, aby każdy spór polityczny i instytucjonalny rozstrzygał się w granicach odpowiedzialnej samokontroli i cywilizowanej dyskusji przy unikaniu wszelkich gwałtownych impulsów i spirali przemocy - wezwał prezydent. - To był akt terroryzmu - oświadczył w reakcji na tę napaść minister do spraw reform, przywódca koalicyjnej Ligi Północnej Umberto Bossi. W komentarzach do tego incydentu, który wstrząsnął klasą polityczną we Włoszech, przeważa przekonanie, że to rezultat klimatu, panującego w ostatnich tygodniach. - Słowa nienawiści stały się czynami - powiedział minister przemysłu Claudio Scajola. Napaść potępiają zgodnie politycy koalicji i opozycji. Także rzecznik Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi oświadczył, że to "bardzo ciężki i niepokojący fakt", który - jak podkreślił - stanowi "ryzyko przejścia od przemocy słów do przemocy czynów". - Każda przemoc musi być stanowczo, bezwarunkowo potępiona przez wszystkie partie polityczne i różne składniki społeczeństwa. Premiera Berlusconiego zaatakowanego w tak nieodpowiedzialny sposób, zapewniamy o naszej należnej solidarności - oświadczył ks. Lombardi. Tymczasem dokładnie dwa miesiące temu w parlamencie Włoch mówiono o realnej groźbie ataku na Silvio Berlusconiego. Przedstawiając informację, sporządzoną na podstawie analiz służb specjalnych, minister do spraw kontaktów z parlamentem Elio Vito powiedział w październiku w Izbie Deputowanych, że premier powinien unikać bezpośrednich kontaktów z tłumami, ponieważ "odosobnieni mitomani" mogą dopuścić się przemocy wobec niego. Sam szef rządu miał według prasy mówić wtedy: "Służby powiedziały mi, by mieć się na baczności, bo obawiają się, że mogę paść ofiarą kogoś niezrównoważonego, kto szuka światowej sławy, i poprosili mnie gorąco, bym za bardzo nie wchodził między ludzi". Przypomina się, że w sylwestrowy wieczór w 2004 roku podczas spaceru po rzymskim Piazza Navona premier Berlusconi został uderzony stojakiem do aparatu fotograficznego przez młodego mężczyznę. Odniósł wtedy niegroźne obrażenia. Na początku grudnia w Rzymie, a także w innych włoskich miastach i przed włoskimi placówkami dyplomatycznymi na całym świecie, odbyły się demonstracje przeciwko polityce Silvio Berlusconiego. Wzięli w nich udział m.in. politycy centrolewicowej opozycji. Zobacz film z zajścia w Mediolanie: