W wywiadzie dla stacji Canale 5 swojej własnej telewizji Mediaset szef rządu zapewnił, że wbrew prasowym spekulacjom nie zawarł żadnego porozumienia z koalicyjną Ligą Północną o rozpisaniu wyborów wiosną 2012 roku. - Doprowadzenie do upadku rządu i rozpoczęcie kampanii wyborczej z przerwą w rządzeniu przez co najmniej sześć miesięcy wyrządziłoby ogromną szkodę Włochom - powiedział Berlusconi, którego centroprawicowa koalicja stanęła na początku tygodnia przed groźbą poważnego kryzysu z powodu planów reformy systemu emerytalnego. Podkreślił, że sojusz między jego partią Lud Wolności a Ligą Północną jest trwały. - We Włoszech nie ma wiarygodnej politycznej alternatywy - oznajmił premier. Wyraził opinię, że centrolewicowa opozycja może tylko "śnić" o przedterminowych wyborach. Wyjaśnił, że jego apele do opozycji o poparcie planów antykryzysowych gabinetu nie oznaczają chęci stworzenia "rządu szerokiego porozumienia", bo to prowadziłoby do "paraliżu politycznego". - To apel o poczucie odpowiedzialności - ocenił Berlusconi. Odnosząc się do środowego szczytu UE, gdzie przedstawił listę działań na rzecz naprawienia włoskich finansów publicznych, premier powiedział: "Zawieźliśmy precyzyjny plan z kalendarzem zobowiązań, który jest naszym programem na następne 18 miesięcy". - W Unii nie było ani jednego głosu sprzeciwu wobec naszego planu. Dzięki odważnym reformom nasz kraj da sobie radę - oświadczył Berlusconi. Poinformował też, że kanclerz Niemiec Angela Merkel przeprosiła go za "nieprzyjemny epizod", za jaki uznał jej niedawną wspólną konferencję prasową z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, kiedy oboje kategorycznie żądali od Włoch podjęcia działań antykryzysowych. - Relacje z Francją i Niemcami nie mogą być nadszarpywane przez nieprzyjemny epizod, który pani Merkel już zresztą wyjaśniła. Wszyscy pracujemy, by zagwarantować solidną przyszłość euro - dodał włoski premier.