Oklaskiwany na stojąco przez koalicję premier wyraził przekonanie, że nie ma alternatywy dla jego gabinetu. W imię - jak podkreślił - dobra wspólnego, Berlusconi zaproponował zawarcie paktu ze wszystkimi siłami umiarkowanymi, który miałby obowiązywać do końca obecnej kadencji parlamentu. - Umiarkowana część narodu prosi nas, byśmy zjednoczyli się dla dobra Włoch. Zagwarantowanie dzisiaj stabilności jest warunkiem koniecznym, by zabezpieczyć interesy kraju - mówił premier. Oferta Berlusconiego skierowana jest do jego przeciwników z ruchu Przyszłość i Wolność, kierowanego przez Gianfranco Finiego, dawnego sojusznika premiera, a także do opozycyjnej, postchadeckiej Unii Centrum. Odpowiadając na stawiany przez te siły postulat stworzenia silnego gabinetu centroprawicy Berlusconi oświadczył: "Będziemy pracować na rzecz umocnienia drużyny rządowej". - Jestem przekonany, że rozsądek i odpowiedzialność ostatecznie wygrają z brakiem rozsądku i nieodpowiedzialnością - dodał premier. Według niego, "dobro wspólne zawsze wygrywa z egoizmami". - Wotum zaufania otworzy nową fazę polityczną - zapewnił. To również do byłych sojuszników z grupy Finiego, z którym razem Berlusconi wygrał wybory w 2008 roku skierowane były słowa, że "nie można zdradzać mandatu otrzymanego od wyborców". Zwracając się do polityków, którzy opuścili koalicję, premier powiedział: "Nie wyrzucajcie tego, co zrobiliśmy razem przez tyle lat". Nawiązując do 16 lat swej obecności na scenie politycznej Włoch, zapoczątkowanej pod znakiem współpracy z dawnym Sojuszem Narodowym Finiego, Berlusconi oświadczył: "Jestem pewien, że nikt z was nie zapomniał tej długiej drogi, jaką pokonaliśmy razem od 1994 roku do dzisiaj, tylu batalii, osiągniętych celów. Jestem pewien, że w głębi duszy wiecie, że rząd ma zasługi i że wiele uczynił". Dążenie do kryzysu rządowego premier nazwał "politycznym szaleństwem". - Nie jestem w stanie zrozumieć, co kieruje tymi, którzy za wszelką cenę chcą doprowadzić do kryzysu w ciemno. Komu miałby on służyć? - pytał. Szef rządu wyraził opinię, że "łudzi się ten", kto ma "próżną nadzieję, iż z paraliżu narodzi się przewrót". Berlusconi wskazał, że "nie można sprowadzać demokracji do teatru wygórowanych ambicji". - Duża część obywateli nie chce, aby zapadały decyzje według obcej im logiki. Jeśli rząd działał źle, to naród musi zdecydować - oświadczył Berlusconi w półgodzinnym wystąpieniu. - To naród wybiera liderów, a nie liderzy naród - oznajmił. Podkreślił, że od wyniku głosowania zależy stan ekonomiczny kraju i dodał, że Włochy mają bardzo wysoki dług publiczny, odziedziczony po poprzednich rządach. Berlusconi wyraził zarazem opinię, że dzięki polityce jego rządu "Włochy zdobyły reputację i wiarygodność na rynkach". - Włochy nie są już częścią problemów europejskiej gospodarki, ale częścią rozwiązującą te problemy - oświadczył premier. Powtórzył, że kraj potrzebuje stabilizacji i sprawnych rządów. Po południu tekst swego wystąpienia premier Berlusconi przekaże Izbie Deputowanych. We wtorek w izbie niższej parlamentu odbędzie się głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności, złożonym przez centrolewicową opozycję. Senat będzie głosować zaś nad wnioskiem o udzielenie wotum zaufania dla rządu, złożonym przez partię Berlusconiego. Obserwatorzy podkreślają, że rezultat głosowania w Izbie Deputowanych jest nie do przewidzenia z powodu niemal równego rozkładu głosów.