W 2006 roku poruszenie wywołało zwrócenie prawowitej spadkobierczyni dzieła Ernsta Ludwiga Kirchnera "Scena uliczna w Berlinie". Miasto wzięło wówczas pod lupę całe zbiory sztuki znajdujące się w posiadaniu Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kultury, do którego należy też słynna Wyspa Muzeów. Po trzech latach intensywnej pracy badacze proweniencji doszli do wniosku, że w trzech przypadkach może chodzić o dzieła zagrabione przez nazistów. Jest to obraz "Dwie kąpiące się kobiety" (1909) Franza Marca i dwie prace niemieckiego impresjonisty Maxa Slevogta. Zbadane zostało pochodzenie 450 dzieł sztuki, które od 1968 roku znajdują się w depozycie Nowej Galerii Narodowej w Berlinie, poinformowały władze miasta i Fundacji. Wątpliwości istnieją też jeszcze co do pochodzenia 61 dzieł. Badania będą więc prowadzone dalej. - Całkowite wyjaśnienie ich przeszłości jest naszym moralnym obowiązkiem - powiedział berliński senator kultury Tim Renner (SPD). W zbiorach Nowej Galerii Narodowej, następczyni "Galerii XX wieku" znajdują się dzieła renomowanych artystów takich jak Paul Klee, Wassily Kandinsky czy Oskar Kokoschka, zaliczone w 1936 roku do "sztuki zwyrodniałej". Większość dzieł nie budzi wątpliwości W blisko 85 proc. udowodniono, że dzieła mają nienaganne pochodzenie, czyli nie podlegają kategorii sztuki zagrabionej. Są to zarówno obrazy i rzeźby, jak i dokumenty. Szef Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kultury Hermann Parzinger nazwał wyniki badań "pocieszającymi i zadowalającymi". Berlin jest pierwszym krajem związkowym, który przebadał swoje zbiory pod kątem ich pochodzenia. Projekt kosztował pół miliona euro, zaangażowane zostały dwie badaczki proweniencji, które przez trzy lata intensywnie śledziły drogę każdego dzieła sztuki. Wyniki badań zostaną ostatecznie zakończone w 2015 roku i opublikowane. W przypadku 61 dzieł budzących wątpliwości miasto zamierza nawiązać kontakt ze spadkobiercami możliwych dawnych właścicieli. Dziewięć dzieł znalazło się już w banku danych "Lost Art", dokumentującym sztukę zagrabioną przez hitlerowców. Kolejne dzieła będą tam w razie potrzeby wstawiane. Jest to jedna z ostatnich możliwości dotarcia do ich prawowitych właścicieli. - Nasze możliwości dobiegły kresu, potrzebujemy pomocy z zewnątrz - przyznał Hermann Parzinger. dpa / Elżbieta Stasik/Redakcja Polska Deutsche Welle