W opublikowanym w mediach społecznościowych wpisie syryjsko-libańskiego zawodowego boksera Manuela Charra zamieszczone jest zdjęcie siedmiu mężczyzn siedzących przy stole. Charr pisze pod zdjęciem, że pojawił się na rozmowach między przedstawicielami gangów jako "rozjemca". Śledczy potwierdzili dziennikowi "Tagesspiegel", że Charr - który cieszy się dużym szacunkiem w środowisku niemieckich klanów arabskich - został poproszony o mediacje. Bokser wezwał do "pojednania i cierpliwości w imię Boga", pomimo braku porozumienia w kwestiach religijnych. W ubiegły weekend doszło do kilku wzajemnych ataków członków arabskiego klanu i Czeczenów. Jedenaście osób zostało ranionych nożami, doszło też do pobić. Policja zorientowała się również, że napastnicy mieli broń palną. Śledczy podejrzewają, że przyczyną eskalacji mogą być "sprawy honorowe". Nie wykluczają również wojny gangów związanej z handlem narkotykami. Z powodu hospitalizowania rannych Czeczenów, przynajmniej jeden szpital w centrum Berlina jest pod ochroną policji - pisze "Tagesspiegel". Masowa mobilizacja w całej Europie? Jednocześnie komisarz policji do spraw przestępczości zorganizowanej ostrzegł przed masową mobilizacją w społeczności czeczeńskiej w całej Europie. Możliwe, że niemiecka mniejszość czeczeńska będzie chciała poprosić rodaków w innych krajów, aby "przyjechali, aby wesprzeć Czeczenów z Berlina". Oświadczenia obu stron sugerowały, że brutalne ataki będą kontynuowane. Klan Remmo i Czeczeni są w stanie aktywować duży potencjał sojuszników z innych krajów związkowych Niemiec, a Czeczeni - również z całej Europy. Wszystkie berlińskie siły policyjne zostały poinstruowane, aby zwracać większą uwagę na członków obu grup i wzmóc nadzór nad nimi. Najwyraźniej obie strony konfliktu, świadome konsekwencji dalszej jego eskalacji, zgodziły się wybrać Charra na niezależnego mediatora. Ale śledczy postrzegają to jako niebezpieczny sygnał: państwo jest trzymane na odległość pomimo poważnych przestępstw i, biorąc pod uwagę skalę wpływów obu grup, tworzą potężny, równoległy "system wymiaru sprawiedliwości". 30 bandytów ruszyło na siebie z nożami Członkowie berlińskiego oddziału rodziny Remmo zostali zaatakowani przez młodych Czeczenów w sobotę wieczorem w sklepie nocnym w dzielnicy Neukoelln. Trzydziestu bandytów ruszyło na siebie z nożami, krzesłami i fajkami wodnymi. Trzech mężczyzn - w wieku 16, 39 i 46 lat - zostało poważnie rannych w wyniku pobicia i ran kłutych. Śledczy uważają, że atak na sklep doprowadził do aktu zemsty na dworcu Gesundbrunnen. W niedzielę wieczorem na stacji Gesundbrunnen doszło do kolejnych walk. Około 20 arabskojęzycznych napastników zaatakowało dwóch mężczyzn. Jeden został dźgnięty nożem w plecy. Również w niedzielę wieczorem doszło do ataku, tym razem na Brunnenplatz przed sądem rejonowym Wedding. Policja bada, czy ta sprawa wynika również ze sporów między klanem Remmo a Czeczenami. 34-latek, według policji obywatel Rosji, został zaatakowany nożem po kłótni z dwoma lub trzema mężczyznami. Został ranny w klatkę piersiową i odwieziony do szpitala. Szacuje się, że berliński gang Remmo liczy co najmniej 500 osób. Klan ma na swoim koncie wymuszenia, rozbój, handel narkotykami, kradzieże, nielegalne posiadanie broni i morderstwa. Gangi czeczeńskie handlują bronią, narkotykami, często są zatrudniane jako "dostawcy usług przestępczych". W imieniu innych gangów podejmują się "brudnej roboty". Szczególnie wśród Czeczenów, którzy działają w Berlinie, dochodzi do "zbliżenia z islamizmem". Śledczy zaobserwowali u nich "rygorystyczny system sankcji", silną koncepcję honoru i niską akceptację władzy państwowej.