Jak przypomina francuski dziennik, niezaprzeczalnym sukcesem papieża są tłumy pielgrzymów na wielkich plenerowych mszach. W sobotę w Paryżu na Esplanadzie Inwalidów słuchało Benedykta XVI około 260 tysięcy osób, a w niedzielę w Lourdes - między 150 a 200 tysięcy. O zainteresowaniu Francuzów religią i myślą chrześcijańską świadczy też życzliwe przyjęcie zgotowane papieżowi przez setki intelektualistów podczas piątkowego wykładu w kolegium ojców Bernardynów. - Katolicy francuscy mogliby być więc optymistami, gdyby nie obawa, że ta podróż wskrzesiła słomiany zapał zamiast dać początek trwałej ewolucji - zauważa dziennik. - Choć Benedykt XVI próbował obudzić tradycje społeczne i misyjne Kościoła, to jednak nie przedstawił żadnej perspektywy zdolnej do obudzenia tego ostatniego ze "śpiączki" statystycznej, w której jest pogrążony od 30 lat - podkreśla gazeta. Zauważa, że podczas niedzielnego spotkania z biskupami francuskimi papież nie zaproponował, jak powstrzymać dramatyczny spadek powołań kapłańskich we Francji. Jak podają kościelne statystyki, obecnie jest we francuskich parafiach około 15,5 tys. księży, podczas gdy jeszcze w 1990 roku było ich około 25 tys. - Przemawiając do biskupów, papież nie dał też spodziewanego impulsu do dialogu z innymi wyznaniami chrześcijańskimi oraz z judaizmem i islamem - pisze "Le Monde". Dodaje, że Benedykt XVI bardzo wyraźnie wypowiedział się przeciw udzielaniu przez Kościół błogosławieństwa "nielegalnym związkom", dając jasno do zrozumienia, że chodzi o rozwiedzionych, którzy zawarli ponowne związki małżeńskie. Dziennik zauważa też, że papież w sposób aluzyjny przywołał do porządku tych biskupów, którzy nie dopuszczają, wbrew woli Watykanu, odprawiania mszy łacińskiej. - Jest całkowitym paradoksem, że we Francji zainteresowanie dla chrześcijaństwa wzrasta, podczas gdy struktura kościelna słabnie. Kościół zdaje się wchodzić w okres zastoju doktrynalnego, liturgicznego i ekumenicznego, który przypomina, niestety, ostatnie lata pontyfikatu Piusa XII, papieża czasów wojny i pierwszej dekady powojennej - konkluduje "Le Monde".