Zamknięte zostały szkoły, demonstrantów na miejsce bezpłatnie przywożą pociągi. Według organizatorów, akcja pod hasłem "Kosowo jest nasze" udowodni zaangażowanie Serbii w sprawę Kosowa - byłej 2-milionowej prowincji, zamieszkanej w większości przez Albańczyków. Protest może przerodzić się w uliczne zamieszki. Na początku tygodnia nacjonalistyczni demonstranci atakowali amerykańską ambasadę, bary McDonald's i siedziby zachodnich firm w stolicy. W wielu serbskich miastach zaatakowano biura Liberalnej Partii Demokratycznej (LDP). Jej 37-letni przywódca Czedomir Jovanović akceptuje niepodległość Kosowa i widzi w niej szansę na lepszą przyszłość Serbii. W opublikowanym w czwartek liście otwartym przedstawiciele ugrupowania napisali, że są "przekonani, iż za tymi atakami stoją organy państwa". Początek wiecu w Belgradzie jest planowany ok. godz. 17. Mimo protestów kolejne państwa uznają niepodległość Kosowa; w czwartek rano do tego grona dołączyła Estonia. Jak dotąd nowe bałkańskie państwo uznało 12 krajów, a kolejnych 20 zapowiedziało, że zrobi to wkrótce. 15 państw, w tym członkowie UE - Hiszpania, Cypr, Rumunia i Słowacja - zapowiedziało, że nie zamierza uznawać Kosowa. Belgrad w odpowiedzi na akty uznania niepodległości swej byłej prowincji odwołuje na konsultacje swych ambasadorów z tych państw.