Polski kapitan chciał jak najszybciej przepłynąć ze Szkocji do Belgii. Wyznaczył trasę z Perth do Antwerpii, obrał kurs i omal nie doprowadził do katastrofy, bo zapomniał, że po drodze jest jeszcze Anglia i w prostej linii nie przypłynie. W rezultacie utknął na mieliźnie u wybrzeży Northumberland. Do wypadku doszło w marcu, ale dziś ogłoszone zostały analizy ekspertów. Ustalili oni, że polski kapitan korzystał ze sprzętu, który nie był zatwierdzony i zarejestrowany - działał jak samochodowy GPS. Co więcej, na statku nie było niezbędnego urządzenia alarmującego o zagrożeniu.