Niedawny upadek przykuł Amelie Van Esbeen do łóżka. Tłumacząc, że straciła już całą radość życia, zażądała - legalnej w Belgii od 2002 roku - eutanazji. Przy pełnej akceptacji swojej rodziny. "Moje życie jest skończone - powiedziała dziennikarzom - Jedyna rzecz, która może mnie jeszcze uszczęśliwić, to śmierć". Korzystając ze swoich uprawnień lekarz nie zgodził się jednak na eutanazję, tłumacząc, że nie są spełnione ustawowe wymogi "poważnej, nieuleczalnej choroby", zaś cierpienia staruszki nie są "trwałe, nie do uśmierzenia i nie do wytrzymania". Po lekarskiej odmowie Amelie Van Esbeen sama próbowała odebrać sobie życie. Zabrakło jej jednak sił, by podciąć sobie żyły nożem kuchennym. Po tej nieudanej próbie przed dwoma tygodniami personel placówki zabrał nóż z jej pokoju. W odpowiedzi - ona sama odmówiła przyjmowania posiłków. Na piśmie zażądała też, by w razie pogorszenia jej stanu, nie rozpoczynać karmienia sondą, nie odwozić do szpitala i nie przeprowadzać reanimacji. Zaapelowała też do lekarzy i polityków o rozszerzenie prawa do eutanazji na osoby w takim jak ona położeniu. Partie polityczne są jednak niechętne otwieraniu debaty na ten temat. Zgodnie z obecnymi przepisami same - nawet zaawansowane objawy starości nie dają prawa do eutanazji. W 2008 roku w Belgii przeprowadzono 705 legalnych eutanazji - o 210 więcej niż rok wcześniej i trzy razy więcej niż w 2003 r. Średnio 80 proc. przypadków dotyczy chorych na raka.