Skandal wybuchł, gdy do opinii publicznej dotarła informacja o odesłaniu z Belgii do Sudanu około 100 obywateli tego kraju. Decyzję w tej sprawie podjął polityk centroprawicowej partii Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) Theo Francken, sekretarz stanu w belgijskim rządzie odpowiedzialny za kwestie azylowe i migracyjne.Francken bronił swojej decyzji w niedawnym wywiadzie dla belgijskiego nadawcy publicznego VRT, wskazując, że wiele europejskich rządów, których częścią są chrześcijańscy demokraci, odsyła nielegalnych imigrantów do Sudanu. "Jeśli są twarde dowody na stosowanie tortur w Sudanie, nie wyślemy żadnych sudańskich azylantów z powrotem do ich kraju" - podkreślił. "Co robią chrześcijańscy demokraci, tacy jak pani Merkel (w Niemczech) i w innych krajach, jak na przykład w Holandii? Ciągle dochodzi do odsyłania migrantów do Sudanu" - dodał Francken. Na belgijskiej scenie politycznej pojawiły się jednak głosy, że sprawa powinna skończyć się dymisją Franckena. Sekretarz stanu ds. migracji w swojej wypowiedzi odnosił się do chrześcijańskich demokratów, bo właśnie Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna i Flamandzka (CD&V), która również należy do koalicji tworzącej belgijski rząd, krytykowała go za decyzję ws. imigrantów z Sudanu. Działacze N-VA zagrozili, że może dojść do rozpadu koalicji rządowej. "Jeśli Theo Francken zostanie poproszony o dymisję, wtedy N-VA wycofa się (z koalicji). W tej kwestii mam bardzo jasny pogląd. Popieram Theo Franckena i nie zawiodę go" - powiedział lider flamandzkich nacjonalistów Bart De Wever. Ten głos skrytykował premier Belgii Charles Michel, który jest jednym z liderów frankofońskiego Ruchu Reformatorskiego, federacji partii prawicowych w belgijskim rządzie. Michel powiedział w poniedziałek w belgijskiej telewizji, że nie podda się szantażowi N-VA. Zaznaczył, że bez względu na wyniki śledztwa w sprawie migrantów z Sudanu dymisja Franckena nie wchodzi w rachubę. W odpowiedzi Eric Van Rompuy, prominentny działacz CD&V, oskarżył Michela o to, że jest marionetką N-VA. Politolog z Uniwersytetu w Gandawie Carl Devos powiedział belgijskiej gazecie "Le Soir", że premier jest w sytuacji bez wyjścia. "Charles Michel wie, że Theo Francken jest nietykalny - ocenił. - Wie, że gdyby musiał poprosić swojego sekretarza stanu o ustąpienie, oznaczałoby to po prostu koniec jego rządu, co byłoby dla niego ogromną porażką". Michel jest premierem od października 2014 r., kiedy to cztery belgijskie partie uformowały prawicowy rząd. Nie udawało się go utworzyć od wyborów z 25 maja 2014 r., w których zwyciężyła N-VA, zdobywając ponad 30 proc. głosów. W skład koalicji wchodzą trzy partie flamandzkie: N-VA, CD&V oraz Otwarci Flamandzcy Liberałowie i Demokraci oraz jedna partia frankofońska - Ruch Reformatorski Michela. W Belgii Walonowie i Flamandowie głosują zazwyczaj na swoje partie. Skomplikowana federalna struktura i proporcjonalna ordynacja wyborcza wymagają tworzenia szerokich koalicji i oznaczają w praktyce, że wybory odbywają się w dwóch turach - najpierw wyborcy oddają głosy, a potem w długich negocjacjach budowana jest koalicja rządząca. Po wyborach w 2010 roku proces tworzenia rządu zajął rekordowe 541 dni. W grudniu ub.r. Michel poinformował, że Belgia wstrzyma się z odsyłaniem migrantów do Sudanu do końca stycznia.