Według oświadczenia pałacu królewskiego Lanotte, który złożył rezygnację w ubiegłym tygodniu, zaakceptował żądanie monarchy, by nadal pracować z przywódcami dwóch najsilniejszych partii flamandzkich na rzecz jak najszybszego przełamania impasu. Belgia nie ma rządu od 26 kwietnia ubiegłego roku. Dwa ugrupowania flamandzkie, które w czerwcowych przedterminowych wyborach uzyskały najwięcej głosów - nacjonalistyczny Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA) i Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna i Flamandzka (CD&V) - odrzuciły przedstawione przez Lanotte kompromisowe propozycje reformy ustroju państwa jako zbyt faworyzujące frankofonów. Pozostałe pięć uczestniczących w rokowaniach ugrupowań parlamentarnych zaakceptowało ten kompromis. W poniedziałek Albert II wezwał kierującego prowizorycznym rządem Yvesa Leterme'a, by zmniejszył planowany deficyt budżetu na bieżący rok. Dotąd zakładano, że deficyt ten wyniesie 4,1 proc., jednak we wtorek dziennik "De Morgen" napisał, iż Leterme będzie się starał zmniejszyć go do 3,7 proc. dzięki dodatkowym oszczędnościom na kwotę 4 mld euro. Apel króla do Leterme'a w sprawie odchudzenia budżetu - co ma zapobiec spadkowi atrakcyjności belgijskich obligacji na rynkach międzynarodowych - jest wydarzeniem bezprecedensowym. Belgijscy królowie powołują premierów i mediatorów w trakcie tworzenia koalicji, ale tak jak inni europejscy monarchowie tradycyjnie trzymają się z dala od debat o charakterze politycznym i gospodarczym. Ekonomiści i spekulanci finansowi zaczęli dostrzegać w politycznym paraliżu językowo podzielonego państwa hamulec dla wysiłków na rzecz zmniejszenia długu publicznego, który wynosi blisko 100 procent produktu krajowego brutto. Zdaniem analityków, problemów Belgii nie rozwiążą ani kolejne wybory, które jedynie pogłębiłyby rozbieżności między Flamandami i ludnością francuskojęzyczną, ani też utworzenie rządu ratunkowego o szerszych niż obecny rząd prowizoryczny kompetencjach; potrzebna jest bowiem gruntowna reforma finansów państwa.