Raport obejmuje lata 2004-2005. Wynika z niego, że w tym okresie przeprowadzono w Belgii 742 legalnych zabiegów eutanazji, czyli średnio 31 na miesiąc. To więcej, niż w latach 2002-2003, kiedy liczba eutanazji wynosiła średnio 17 na miesiąc. Oznacza to, że w wyniku umiera 0,3-0,4 proc. Belgów, głównie w wieku 40-80 lat. 83 proc. z nich jest w ostatnim stadium choroby nowotworowej. Tylko 17 proc. zabiegów dotyczy osób w wieku powyżej 80 lat (tymczasem tej grupy wiekowej dotyczy ponad połowa ogółu zgonów). Dziennik komentuje: "Belgijscy lekarze nie zamienili się w zabójców staruszków". Prawo belgijskie dopuszcza eutanazję, jeżeli pełnoletni, świadomy swoich czynów pacjent domaga się śmierci "dobrowolnie, w sposób przemyślany i wielokrotnie" i jeżeli nie jest poddany naciskom zewnętrznym. Jego choroba musi być nieuleczalna, a cierpienie fizyczne lub psychiczne "stałe i nie dające się wytrzymać, bez możliwości jego złagodzenia". Wzrost liczby eutanazji autorzy raportu tłumaczą lepszym dostępem do informacji na ten temat. Jednocześnie podkreślają, że wbrew obawom, które towarzyszyły pracom nad legalizacją eutanazji, nie doszło do rozkwitu "turystyki" w tym zakresie. Prawo wymaga bowiem, by istniała "długa więź" między lekarzem a pacjentem pragnącym zakończyć życie; stąd w praktyce eutanazji w Belgii nie mogą się poddać obcokrajowcy z krajów, gdzie jest ona zakazana. Jednocześnie autorzy raportu przyznają, że pewna, nieznana, część przypadków eutanazji nie jest zgłaszana i nie trafia do oficjalnych statystyk. Eksperci nie potrafią ocenić, jak wiele przypadków pozostało poza kontrolą. Badania przeprowadzone w 2000 roku w sąsiedniej Holandii wskazują, że tam co drugi przypadek pozostaje "w szarej strefie". ), ale wyraziły zgodę wcześniej.