Do ataku doszło w Charleroi, mieście położonym w Walonii, około 60 km na południe od Brukseli. Jak donoszą media, jedna z kobiet trafiła do szpitala z głębokimi ranami twarzy. Jej obrażenia nie zagrażają jednak życiu. Druga policjantka została lekko ranna. Napastnik został postrzelony przez funkcjonariusza, który był na służbie razem z policjantkami. W wyniku rany postrzałowej sprawca zmarł w szpitalu. Świadkowie informują, że podczas ataku, do którego doszło przed komendą policji, sprawca krzyczał "Allahu Akbar". Na miejscu zdarzenia jest prokurator i śledczy. Miejsce zostało otoczone kordonem bezpieczeństwa. Belgijski premier Charles Michel potępił atak. "Moje myśli kieruję ku ofiarom, ich krewnym i policjantom. Wyjaśniamy sytuację" - dodał. Polityk zdecydował też o przerwaniu urlopu. Zapowiedział, że wróci do kraju jutro i spotka się z policjantami. Na razie nie wiadomo, kim jest sprawca, ani jakie były przyczyny ataku.Charleroi było wykorzystywane jako baza dla dżihadystów wiązanych z atakami w Paryżu w listopadzie 2015 roku i w Brukseli w marcu tego roku. Służby bezpieczeństwa Belgii utrzymywane są w stanie podwyższonej gotowości. 22 marca doszło do zamachów na lotnisku Zaventem i w brukselskim metrze, w których zginęło 35 osób, w tym trzej zamachowcy samobójcy. Do dokonania zamachów przyznało się Państwo Islamskie. Premier ostrzegł wówczas, że jest przekonany, iż w Europie, w tym także w Belgii, dojdzie do nowych zamachów i że nie można mówić o czymś takim, jak "zerowe ryzyko". Po marcowym zamachu alert terrorystyczny podniesiono do najwyższego, czwartego stopnia, a następnie obniżono o jeden stopień i alert ten nadal obowiązuje.