Media podały, że w związku z alarmami bombowymi na międzynarodowym lotnisku w Brukseli ogłoszono stan pogotowia i zmobilizowano strażaków i służby medyczne. Po godz. 20 belgijski Czerwony Krzyż ogłosił, że nadzwyczajne środki wprowadzone na lotnisku zostały odwołane. "Obecnie nie ma żadnego konkretnego zagrożenia" - powiedział rzecznik MSW, komentując doniesienia o alarmie bombowym, które jako pierwsza podała flamandzka rozgłośnia publiczna VRT. "Środki bezpieczeństwa nie zostały wprowadzone, nie zarządzono spotkania (rządowej) komórki kryzysowej" - zaznaczył, apelując, by nie ulegać panice. Nie potwierdził, że alarmy bombowe zostały ogłoszone. Jednak wcześniej Eric Van der Sypt, rzecznik prokuratury federalnej w Brukseli, informował media, że na lotnisku wprowadzono "pewne środki" na skutek informacji o zagrożeniu, które władzom wydały się "wystarczająco poważne". Z kolei później prokuratora federalna zapewniała francuskojęzycznego nadawcę publicznego RTBF, że "zagrożenie nie było poważne". Pasażer samolotu z Oslo, flamandzki dziennikarz Bart Raes informował na Twitterze, że 20 minut przed planowanym lądowaniem kapitan poinformował pasażerów o alarmie bombowym. Po wylądowaniu zaś pasażerom dopiero po 10 minutach pozwolono opuścić samolot. Dziennik "Le Soir" podaje, że informację o zagrożeniu belgijskie służby dostały z zagranicy. Ma być ona teraz przedmiotem śledztwa. W marcu lotnisko w Brukseli i metro stały się celami zamachów terrorystycznych, do których przyznało się Państwo Islamskie. Zginęły 32 osoby. Wielu sprawców zamachów w Paryżu z listopada ub. roku, w których zginęło 130 osób, także mieszkało w Brukseli.