Proces ten rozpocznie się jeszcze w tym roku i potrwa pięć lat - stwierdza komunikat końcowy konferencji. CZYTAJ BLOG MARCINA OGDOWSKIEGO "Z AFGANISTANU" Uczestnicy konferencji zaakceptowali również cele rządu w Kabulu dotyczące pojednania z talibami oraz walki z korupcją. "W dyskusjach dokonano zdecydowanego kroku prowadzącego do zwiększenia zaangażowania afgańskich władz w zapewnienie bezpieczeństwa, stabilności i rozwoju Afganistanu. W ciągu trzech lat afgańska armia będzie prowadzić większość operacji w niebezpiecznych rejonach kraju" - stwierdza dokument końcowy. Wcześniej brytyjski premier Gordon Brown powiedział, że "jeszcze w tym roku rozpocznie się proces przekazywania siłom afgańskim odpowiedzialności za bezpieczeństwo na szczeblu lokalnym - region po regionie, prowincja po prowincji". W pierwszych miesiącach 2011 roku Brown chciałby, aby co najmniej pięć prowincji i niektóre regiony prowincji Helmand (gdzie stacjonują Brytyjczycy) przeszły pod kontrolę Afgańczyków. Brytyjski premier powiedział delegatom, że armia afgańska do października 2010 roku liczyć będzie 134 tys. żołnierzy, a 171,6 tys. do października 2011 roku. Afgańska policja ma liczyć 109 tys. funkcjonariuszy do października b.r., zaś 134 tys. do października przyszłego roku. Prezydent Afganistanu Hamid Karzaj sugerował przed konferencją, że Afganistan będzie potrzebował brytyjskiego zaangażowania wojskowego przez 10-15 lat. Tyle jego zdaniem zajmie szkolenie afgańskich sił bezpieczeństwa wraz ze wspieraniem ich samodzielnych operacji na początkowym etapie. Na konferencji zadeklarowano zwiększenie o 50 proc. międzynarodowej pomocy dla Afganistanu, pod warunkiem, że rząd afgański będzie skutecznie zwalczał korupcję i budował sprawne instytucje. Zadłużenie zagraniczne Afganistanu w wysokości 1,6 mld USD zostało umorzone w ramach programu Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla najbiedniejszych i najbardziej zadłużonych państw świata. Komunikat końcowy konferencji mówi też o "reintegracji społecznej bojowników talibskich gotowych do odcięcia się od Al-Kaidy i wyrzeczenia się przemocy". W najbliższym roku w ramach nowo utworzonego specjalnego funduszu władze afgańskie otrzymają 140 mln dolarów na polityczne otwarcie na swych przeciwników oraz przekonanie afgańskich bojowników walczących po stronie talibów do przejścia na stronę rządu w Kabulu. W okresie pięciu lat fundusz ma zgromadzić 500 mln USD. Tzw. plan reintegracji ogłoszony przez prezydenta Karzaja przewiduje włączenie do życia społecznego "partyzantów gotowych odciąć się od Al-Kaidy i innych terrorystycznych grup i zabiegać o realizację swoich politycznych celów środkami pokojowymi". Według szefa brytyjskiego MSZ Davida Milibanda fundusz nie jest sposobem przekształcenia najemników talibów w najemników rządu w Kabulu, lecz sposobem na "zwiększenie zatrudnienia, rozwój infrastruktury i zainaugurowanie politycznego procesu, oferującego bezpieczeństwo w długiej perspektywie". Hamid Karzaj zapowiedział walkę z korupcją, wzmocnienie instytucji państwa, poprawę jakości rządów na szczeblu lokalnym i polityczne otwarcie na przeciwników swego rządu. "Jesteśmy zdecydowani położyć kres bezsilności systemu prawnego w obliczu praktyk korupcyjnych i podążać drogą praworządności i demokracji" - oświadczył. "Musimy wyjść naprzeciw naszym rozczarowanym braciom, którzy nie są częścią Al-Kaidy lub innych terrorystycznych siatek" - powiedział uczestnikom konferencji. Poinformował, że zwróci się do tradycyjnego zgromadzenia starszyzny plemiennej (Loja Dżirga), by omówić kwestię zaprowadzenia pokoju i pojednania. "Ustanowimy narodową radę na rzecz pokoju, pojednania i ponownej integracji" - zaznaczył prezydent. Rzecznik afgańskiego rządu Hamid Elmi zapowiedział, że do rady zaproszeni zostaną talibowie. Spotkanie rady przewidziane jest jeszcze w tym roku. Talibowie zdyskwalifikowali już plan "społecznej reintegracji", publikując w środę w internecie oświadczenie, w którym twierdzą, że ich bojownicy nie ulegną bodźcom finansowym, ponieważ walczą "nie o pieniądze, własność czy pozycję", lecz o islam i położenie kresu obecności obcych wojsk w ich kraju. Karzaj w Londynie wezwał Arabię Saudyjską do odegrania istotnej roli w procesie przywracania pokoju w Afganistanie. Arabia Saudyjska, która ma bliskie relacje z Pakistanem, w przeszłości była gospodarzem nieformalnych rozmów z przedstawicielami talibów. W reakcji władze w Rijadzie oznajmiły, że włączą się w wysiłki pokojowe, jeśli talibowie odmówią schronienia liderowi Al-Kaidy Osamie bin Ladenowi i zerwą więzy z siatkami rebelianckimi. Szef MSZ Arabii Saudyjskiej książę Saud al-Fajsal ibn Abd al-Aziz as-Saud zaznaczył: "Mamy dwa warunki: by prośba nadeszła z Afganistanu oficjalnie oraz by talibowie przychodząc na negocjacje udowodnili swoje intencje, poprzez zerwanie związków z terrorystami i udowodnienie tego"