Według najnowszego sondażu agencji Reutera i ośrodka Ipsos, gdyby wybory odbyły się teraz, Obama zdobyłby 47 procent głosów prawdopodobnych wyborców (tj. takich, którzy deklarują stanowczy zamiar głosowania), a Romney - 45 procent. Jest to różnica w granicach błędu statystycznego. W tym samym sondażu 88 procent respondentów powiedziało, że są już całkowicie zdecydowani na kogo głosować. Tymczasem eksperci zwracają uwagę, że większość niezdecydowanych głosuje ostatecznie w wyborach zwykle nie na urzędującego prezydenta, tylko na jego oponenta. Inny sondaż, przeprowadzony przez dziennik "Washington Post" i telewizję ABC News, wskazuje, że w stanie Wirginia - jednym z tzw. swing states, czyli stanów wahających się między obu kandydatami - na Obamę chce głosować 51 procent wyborców, a na Romneya - 47 procent. Oznacza to, że przewaga prezydenta zmalała w tym stanie o połowę - we wrześniu wynosiła 8 punktów procentowych (52 do 44 procent). Stanem uchodzącym za "ostatni bastion obrony" Obamy jest Ohio, gdzie większość sondaży wskazuje na jego stałą przewagę w granicach 4-5 punktów procentowych. Żaden z republikańskich kandydatów prezydenckich nie wygrał dotychczas wyborów bez zwycięstwa w Ohio, stanie uważanym za najlepszy barometr nastrojów wyborczych w USA. Sztab Romnney zwrócił jednak uwagę w niedzielę na wynik sondażu przeprowadzonego przez Ohio News Organization, według którego obaj rywale cieszą się w Ohio takim samym poparciem 49 procent prawdopodobnych wyborców. W niedzielę również "New York Times" poparł Obamę w swoim artykule redakcyjnym. Nie jest to jednak żadnym zaskoczeniem. Tymczasem poparcia Romneyowi udzielił "Des Moines Register", największy dziennik w Iowa - kolejnym stanie, gdzie szanse obu kandydatów są wyrównane. "Des Moines Register" poparł republikańskiego kandydata do Białego Domu po raz pierwszy od 40 lat - ostatni raz zdarzyło się to w 1972 r., gdy opowiedział się za Richardem Nixonem. Z Waszyngtonu Tomasz Zalewski