Według źródeł BBC rozmowy o spotkaniu Poroszenki z Trumpem prowadzili pośrednicy, którzy działali w imieniu ukraińskiego prezydenta, a za załatwienie sprawy osobisty adwokat Trumpa Michael Cohen miał otrzymać od 400 tys. do 600 tys. dolarów. "Uważamy, że to otwarta dezinformacja, która jest częścią kampanii dyskredytacji stosunków ukraińsko-amerykańskich oraz atakiem personalnym na prezydentów Ukrainy i USA" - ogłosiła administracja Poroszenki w oświadczeniu, przekazanym mediom w środę wieczorem. "Ponieważ w trakcie przygotowywania materiału zignorowany został komentarz (administracji Poroszenki - PAP), iż informacje te są niewiarygodne, pozostawiamy sobie prawo do wystąpienia z pozwem sądowym" - podkreślono w oświadczeniu. BBC powołuje się w swojej publikacji na "wysoko postawionego oficera wywiadu" w administracji Poroszenki. Twierdzi on, że Cohen został włączony do rozmów o spotkaniu Poroszenki z Trumpem, gdyż amerykańscy lobbyści i ukraińska ambasada w Waszyngtonie nie mogli uzyskać więcej ponad obietnicę krótkiego spotkania i fotografii z prezydentem USA. Poroszenko potrzebował natomiast czegoś, co można by określić jako rozmowy z Trumpem - wyjaśniła BBC. Przedstawiciele administracji prezydenckiej w Kijowie mieli nawiązać kontakt z Cohenem przez niewymienionego z nazwiska i "lojalnego" wobec Poroszenki ukraińskiego deputowanego, który z kolei dotarł do adwokata Trumpa przez żydowskie centrum charytatywne w Nowym Jorku. W wyniku tych zabiegów Cohen miał otrzymać od strony ukraińskiej 400 tys. dolarów; inne źródła BBC mówią o 600 tys. dolarów. BBC podkreśla, że prawnik Trumpa odrzucił te oskarżenia oraz zaznacza, że sam prezydent USA mógł nie wiedzieć o całej sprawie. Z Kijowa Jarosław Junko