Eksperci ONZ zwracali w ostatnich latach uwagę na wiarygodne doniesienia o nawet ponad milionie Ujgurów i innych muzułmanów przetrzymywanych w Sinciangu w pozaprawnych obozach internowania. Chińskie władze określają je jako "ośrodki kształcenia zawodowego" i element walki z islamskim ekstremizmem oraz kampanii łagodzenia ubóstwa. "Relacje z pierwszej ręki z obozów internowania są rzadkie, ale kilku byłych więźniów oraz jeden strażnik powiedzieli BBC, że doświadczyli lub widzieli dowody na zorganizowany system masowych gwałtów, maltretowania seksualnego i tortur" - podała brytyjska stacja. BBC cytuje m.in. Ujgurkę Tursunay Ziawudun, przedstawioną jako byłą więźniarkę, która po wypuszczeniu na wolność w grudniu 2018 roku zbiegła do Kazachstanu, a stamtąd do USA. Kobieta twierdzi, że była w obozie bita, torturowana i została trzykrotnie zgwałcona, za każdym razem przez dwóch lub trzech mężczyzn. Chiny: "Całkowity brak oparcia w faktach" W Pekinie rzecznik chińskiego MSZ Wang Wenbin określił materiał BBC jako "całkowicie pozbawiony oparcia w faktach". Jego zdaniem cytowane przez stację osoby to "aktorzy rozpowszechniający fałszywe informacje", a w Sinciangu nie ma obozów reedukacji. Wcześniej chińscy urzędnicy określali zarzuty o łamanie praw człowieka w Sinciangu jako "największe kłamstwa stulecia". W materiale BBC Ziawudun opisuje wpływ prowadzonej przez władze kampanii na społeczność ujgurską w Sinciangu. Jej zdaniem wiele osób po doświadczeniach z obozów popada w alkoholizm. - Mówią, że ludzie są wypuszczani, ale moim zdaniem każdy, kto wychodzi z obozu, jest skończony (...) Ich (tj. władz - PAP) celem jest zniszczyć wszystkich - ocenia. Najnowsze doniesienia BBC zbiegają się w czasie z ostrymi komentarzami chińskich władz pod adresem tej stacji. Chińskie MSZ zarzuciło jej niedawno szerzenie "fake newsów" m.in. na temat odpowiedzi na pandemię COVID-19 w Chinach i zagroziło podjęciem przeciwko niej działań. Zarzuty o przymusowych sterylizacjach i aborcjach BBC przyznaje, że nie była w stanie w pełni zweryfikować relacji Ziawudun z powodu ograniczeń pracy dziennikarzy w Chinach. Stacja twierdzi również, że przedstawione przez kobietę opisy obozów pasują do przeanalizowanych przez BBC zdjęć satelitarnych, a jej opisy życia codziennego w tych ośrodkach i metod dręczenia są spójne z relacjami innych byłych więźniów. W styczniu administracja ówczesnego prezydenta USA Donalda Trumpa formalnie uznała działania władz ChRL w Sinciangu za ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości. Grupa niezależnych brytyjskich prawników wydała niedawno opinię prawną, w której oceniła, że istnieją silne argumenty za taką kategoryzacją tych działań - podała w osobnym materiale BBC. Wśród cytowanych argumentów są doniesienia o przymusowej sterylizacji, przymusowych aborcjach i innych stosowanych rzekomo metodach ograniczania liczby dzieci rodzonych przez muzułmanki. Takie zarzuty pojawiły się w ubiegłorocznych raportach niemieckiego etnologa Adriana Zenza, który przekonywał, że ograniczanie urodzin w określonej grupie etnicznej wypełnia definicję ludobójstwa z konwencji ONZ. Chińskie władze zaprzeczają, że w Sinciangu dochodzi do prześladowań, w tym do przymusowych sterylizacji i aborcji oraz wykorzystywania pracy przymusowej. Przekonują, że dzięki kampanii edukacyjnej i deradykalizacji Ujgurki zostały wyemancypowane i nie chcą już być "maszynami do robienia dzieci". Twierdzą również, że od uruchomienia kampanii w Sinciangu w 2017 roku nie odnotowano ani jednego ataku terrorystycznego.