"Unijny szczyt był cierpkim przedsmakiem trudnych negocjacji, których można się spodziewać na grudniowym szczycie klimatycznym w Kopenhadze" - pisze korespondent BBC Laurence Peter. "W UE nadal występuje różnica zdań między Wschodem i Zachodem odnośnie wkładu poszczególnych państw w realizację celów klimatycznych, przy czym dawne państwa komunistyczne takie jak Polska i Węgry opowiadają się przeciwko podejmowaniu konkretnych zobowiązań finansowych na obecnym etapie" - czytamy. Polska, której energetyka oparta jest na węglu, uzyskała w Brukseli ustępstwa przewidujące wprowadzenie "wewnętrznego mechanizmu dostosowawczego" uwzględniającego nie tylko poziom emisji CO2, lecz także słabą pozycję fiskalną biedniejszych państw UE w kalkulacji wpłat na proponowany fundusz pomocy dla państw rozwijających się, najbardziej poszkodowanych przez globalne ocieplenie. UE ocenia, że do 2020 r. państwa rozwijające się będą potrzebować 100 mld euro rocznie na walkę ze zmianami klimatycznymi, z czego 22-50 mld euro będzie pochodziło z sektora publicznego państw bogatych. Mniej więcej 1/3 tej sumy przypadłaby na UE. Wielka Brytania sądzi, iż 22 mld euro to za mało, zaś 50 mld euro jest sumą nierealną. Londyn wolałby przyjęcia widełek 30-40 mld euro. "Zdecydowanie o tym, jak rozłoży się ciężar kosztów, będzie wielkim wyzwaniem dla UE i największych gospodarek świata" - zaznacza korespondent BBC. Liderzy UE uzgodnili, że w latach 2010-12 potrzebne będzie 7 mld euro rocznie w ramach tzw. szybkiej ścieżki dla państw rozwijających się. UE weźmie na siebie część kosztów pod warunkiem, że inni (m.in. Chiny, Japonia, USA) postąpią tak samo. Wpłaty członków UE do funduszu szybkiej ścieżki mają być dobrowolne. Państwa akcesyjne UE akcentowały na szczycie zasadę solidarności argumentując, iż zmniejszyły emisję CO2 i że finansowanie unijnej pomocy dla państw rozwijających się powinno być oparte nie na poziomie emisji CO2, tylko na wysokości produktu narodowego brutto - wskazuje BBC. "Jedną z lekcji ostatniego szczytu jest to, iż ktokolwiek zostanie pierwszym prezydentem UE, musi być wprawnym budowniczym konsensusu, a nie tylko figurantem" - dodaje BBC.