W środę, nakazem sądowym, zaczęto transportować schwytane małpy do najbliższego rezerwatu przyrody. Pan K. Malaisamy, opozycyjny parlamentarzysta, twierdzi, że małpy wprowadziły straszliwy zamęt w Nowym Dehli. - Małpy zaatakowały w batalionach, zrywały kable, napastowały przechodniów, wyrywały im z rąk przeróżne przedmioty. - Powiedział. - Jak można pozwolić, żeby małpy włóczyły się po South Avenue, gdzie znajdują się biura rządowe i mieszkania członków rządu. - Mówił Malaisamy podczas parlamentarnej debaty w sprawie małpiej inwazji. - Małpy włamały się nawet do kuchni pana premiera! - Krzyczał Ramdeo Bhandray z regionalnej partii będącej w koalicji z rządem. Parlamentarzyści wszystkich partii zgodzili się w jednym - obarczyli ministra środowiska Thalikottai'a Baalu obowiązkiem wyłapania napastników, którzy bez najmniejszego zażenowania przechadzają się ministerialnymi hallami i - jak twierdzi sam premier Indii Manmoan Singh - pojawiają się nierzadko w biurach szefa rządu. Najskuteczniej poradził sobie z problemem minister obrony - w sobie podległych budynkach wypuścił na panoszące się małpie hordy agresywne langury, tresowane specjalnie do zwalczania napastliwych, lecz mniejszych od nich małp. Nie jest to, jak widać, nowy problem. Już w 2001 roku, kilka dzielnic Nowego Delhi złożyło petycję do ratusza w celu uczynienia z miasta strefy "wolnej od małp".