- Czuję się uhonorowany, że przewodniczący Rady Europejskiej (obecnie premier Czech - red.) zapytał mnie dziś, czy może zaproponować moje nazwisko na drugi mandat, tak by rozpocząć konsultacje przed szczytem europejskim. Zgodziłem się - powiedział Barroso. Portugalczyk złożył tę deklarację w towarzystwie przebywającego z wizytą w KE premiera Czech Jana Fischera. Czechy sprawują obecnie przewodnictwo w UE. Fischer zapowiedział, że "rozpocznie konsultacje" w tej sprawie z przywódcami państw UE, którzy zgodnie z Traktatem z Nicei muszą podjąć decyzję dotyczącą nowego przewodniczącego KE jednomyślnie. Barroso poinformował, że przedstawi rządom państw członkowskim oraz Parlamentowi Europejskiemu ambitny program dla Europy na najbliższe pięć lat. I dopiero, gdy oceni, że zbieżny on jest z ich ambicjami "podejmie ostateczną decyzję". - Wierzę, że w czasach kryzysu potrzebujemy silnej KE i silnej UE. Potrzebujemy ambicji i europejskiego zobowiązania - powiedział Barroso. Opowiedział się za "socjalna gospodarką rynkową", której istotą jest "stabilność i solidarność", która tworzy więcej miejsc pracy i która uprzywilejowuje wzrost gospodarczy - bardziej "inteligentny i zielony", tak by udzielić decydującej odpowiedzi na zmiany klimatyczne. Jose Barroso może być niemal pewny swej reelekcji. Zakończone w niedzielę wybory do PE wygrały partie prawicowe i centroprawicowe, skupione w największej, chadeckiej frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Ta partia już na ostatnim kongresie w Warszawie oficjalnie poinformowała, że chce, by przewodniczącym nowej Komisji Europejskiej pozostał właśnie Barroso. Przewodniczącego KE wybierają rządy państw UE, a w 19 z 27 z nich u władzy są właśnie partie należące do EPL. Chadecy oficjalnie podtrzymali w poniedziałek poparcie dla Barroso na szefa KE - o czym zapewnił zarówno szef EPL Wilfried Martens jak i przewodniczący frakcji EPL w Parlamencie Europejskim Jospeh Daul. - Domagamy się głosowania w sprawie Barroso już 15 lipca (na pierwszej sesji PE) - powiedział Martens w poniedziałek, apelując do przywódców państw UE, by już na szczycie 18-19 czerwca w Brukseli oficjalnie nominowali nowego szefa KE. Socjaliści europejscy jak dotąd nie zgłosili swego kandydata na przewodniczącego KE. Lider Zielonych w PE Daniel Cohn-Bendit wezwał w poniedziałek socjalistów, liberałów i lewicę do zbudowania koalicji przeciwko Barroso i popierającej go chadecji. Zgodnie z Traktatem z Nicei zarówno przewodniczący KE, jak i komisarze, choć są wybierani przez rządy, muszą uzyskać aprobatę większości eurodeputowanych. Łącznie wymienione przez Cohn-Bendita partie, nawet gdyby się porozumiały, i tak nie mają większości w liczącym 736 miejsc PE (czyli 369 eurodeputowanych). Socjaliści mają mieć 162 mandaty, liberałowie 80, a różne partie lewicowe i komuniści 33. Czyli razem z Zielonymi - góra 328. Lecz same głosy chadecji, nawet biorąc pod uwagę jej zwycięstwo w wyborach, nie wystarczą, by Portugalczyk pozostał na czele KE. Dlatego chadecy z EPL będą musieli szukać porozumienia z innymi. Liczą przede wszystkim na liberałów. Głosowanie dotyczące zaprzysiężenia przewodniczącego i komisarzy jest tajne.